Hola!
Przychodzę dziś do Was ze smutną wiadomością.
Otóż... blog zostaje zawieszony, na czas nieokreślony.
Podejrzewam, że aktywuję go jakoś w kwietniu... czyli jak już w szkole będzie mniej i ogółem nie tak dużo spraw na głowie.
Przepraszam Was bardzo, ale nie dam sobie rady...
Kochani, do zobaczenia!!
Bo wiem, że jeszcze tu dla Was napiszę!
Pamiętajcie, że Was kocham <333
sobota, 30 sierpnia 2014
niedziela, 24 sierpnia 2014
"Como?"
~♠~
Miłości nie da się kupić.
~♠~
Ludmiła siedziała
na kanapie w pokoju dziennym. Znudzona, przeglądała strony swojego
ulubionego magazynu - „Vouga”.
Dwudziestolatka,
wiecznie niezadowolona. O twarzy bez wyrazu i chłonnych zemsty
oczach. Z kaskadą jasnych loków i idealną cerą. Bogata i
kapryśna. Witamy w świecie panny Ferro.
Nagle cały dom
wypełnił pisk.
Blondynka,
zrezygnowana, znudzona, przewróciła wymownie oczami.
- Amber, uspokój
się! - warknęła do młodszej siostry.
Rudowłosa
dziewczyna w wieku około piętnastu lat, z wielkimi zielonymi oczami
i pogodną buzią zbiegła ze schodów i zaczęła skakać radośnie
wokół pokoju.
- Ludmi! Ludmi! -
krzyczała. - Wygrałaaaaam!
- To super –
rzuciła Lud od niechcenia i przerzuciła kolejną stronę
czasopisma.
- Nie cieszysz
się? Jedziemy razem na koncert Federico! - zapiszczała.
- Ja nigdzie z tobą
nie jadę. Ten twój Federico, to, mogę się założyć, tandetna
podróba Biebera. Błagam ,no. Widziałaś te jego grzywkę? -
prychnęła.
- No właśnie
widziałam! Jest ślicznaaaa! On jest śliczny! Kocham go!- znów
zaczęła piszczeć i skakać, podniecona myślą, że wygrała dwa
bilety w pierwszym rzędzie, na koncert swojego idola.
Owszem, mogła
zabrać ze sobą jedną z przyjaciółek, których miała mnóstwo,
ale wolała siostrę. Była, mimo swojego podłego sposobu bycia,
kimś, w kim ona znajdowała oparcie, kiedy naprawdę tego
potrzebowała. Poza tym już od jakiegoś czasu pragnęła pokazać
Ludmile, jak bardzo doskonały jest Federico.
Blondyna pokiwała
głową z dezaprobatą. Ale uśmiechnęła się. Wbrew pozorom Amanda
znaczyła dla niej bardzo dużo, widok dziewczynki w stanie euforii
był dla niej jak miód na serce. Była dla niej oczkiem w głowie.
Tylko ją tak naprawdę kochała. Od śmierci ich rodziców w
wypadku, rok temu, miały tylko siebie.
Odłożyła gazetę
i skierowała się w stronę kuchni, by przyrządzić kolację.
•••
Lud
weszła do pokoju młodszej siostry. Postawiła talerz z jedzeniem na
biurku i rozejrzała się. Ściany pokrywały jego zdjęcia i
plakaty. Na półce stała jego podobizna. Kliknęła w myszkę
od laptopa. On na tapecie. Westchnęła zrezygnowana.
- Wygrałaś.
Zabiorę cię na ten koncert – powiedziała do dziewczynki
wchodzącej do pokoju.
Przecież nie mogła
odebrać jej szansy na spotkanie ulubieńca.
•••
Siedziały
w pierwszym rzędzie. Ludmiła zapatrzona w ekran swojej komórki, w
ogóle nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wkoło.
Federico
wyszedł na scenę. Światła zaczęły migać, a z głośników
ryknęła melodia. Po chwili zaczął śpiewać.
Io
per te muoio d'amore
Riscatta il mio cuore
Tu vieni con me
E allora
Riscatta il mio cuore
Tu vieni con me
E allora
...
Przeleciał
wzrokiem po szalejącym tłumie i zatrzymał się na niej.
Esta
noche pensé
En pasarte a buscar
Que estés lista a las diez
Invitarte a cenar
En pasarte a buscar
Que estés lista a las diez
Invitarte a cenar
…
Wydała
mu się wyjątkowa.
A
esos sitios que nunca te llevo
Y a la luz de la luna
Confesarte un deseo
Y a la orilla del mar
Y a la luz de la luna
Confesarte un deseo
Y a la orilla del mar
…
Inna
niż wszystkie.
Diré
frases de amor
Iremos a bailar
Muy juntitos los dos
Y a la hora en que
Iremos a bailar
Muy juntitos los dos
Y a la hora en que
…
Coś
w niej było, co sprawiało, że nie mógł przestać na nią
patrzeć.
Las
princesas se enamoran
Dejarás el salón
Por quedarnos a solas
Dejarás el salón
Por quedarnos a solas
…
- Siostruś, on
śpiewa dla ciebie! - szepnęła Amanda.
-
Ogarnij się... - udała, że
wcale ją to nie obchodzi i dalej przeglądała strony internetowe w
telefonie.
Kiedy po mniej
więcej godzinie muzyka ucichła, ona ciągle siedziała na krześle
i dłubała coś w swoim iphonie.
- Ej – warknęła
do kogoś, kto stanął przed nią – zasłaniasz światło!
Mimo to, ten ktoś
nie ruszył się z miejsca. Blondynka uniosła głowę i spojrzała
gniewnie na Federico.
- Gdyby nie to, że
moja siostra cię kocha, byłbyś jedną nogą w grobie – mruknęła.
- Spokojnie. Tylko
nie gryź – zaśmiał się. - To jeśli twoja siostra rak mnie
lubi, to może chcecie przejść się ze mną za kulisy? - zapytał.
- Coś kręcisz...
zrobię to tylko dla Amy – syknęła. Wstała, pociągnęła
siostrę ze rękę i ruszyła za piosenkarzem.
Argentynka stała,
oparta o komodę, cały czas gapiąc się w telefon, podczas gdy jej
młodsza siostra i jej idol rozmawiali beztrosko.
- A panna
'uzależniona od komórki' ? - zaśmiał się gorzko.
- Wal się –
bąknęła.
Chwile potem
rudowłosa wyszła z pomieszczenia, znikając w garderobie.
-No to może
chociaż zdradzisz jak masz na imię? - podszedł do niej na
niebezpiecznie bliską odległość.
- Spadaj –
odwróciła wzrok.
- Hm... oryginalne
– kąciki jego ust uniosły się.
- Myślisz, że
jesteś zabawy? Bo jeśli tak, to się mylisz. I pewnie sądzisz, że
jeśli jesteś 'supergwiazdą' to wszystko ci wolo. Ale tak nie jest.
Jesteś tylko człowiekiem. Nic nadzwyczajnego.
- I tu się z tobą
zgodzę – dotknął jej ramienia, delikatnie, opuszkami, a ją –
sama nie wiedziała czemu – przeszedł przyjemny dreszczyk. -
Jestem jak każdy inny. I może właśnie dlatego zgodzisz się
spędzić ze mną jeden dzień ?
- Z T-tobą
d-dzień? - zająknęła się. - N- nie wiem.
Wcisnął jej do
ręki mały papierek.
- Zadzwoń, jeśli
się zdecydujesz... będę czekał – mruknął zalotnie i oddalił
się.
•••
Co jest ze mną nie tak?
Dlaczego serce kołacze mi się w piersi, a krew pulsuje w żyłach?
Czemu to się dzieje, kiedy myślę o Federico? To chore. Przecież
on nic, kompletnie nic dla mnie nie znaczy. Jest gwiazdą. No i? Nie
lubię go! Tak mi się wydaje... chyba... chyba go nie lubię...
Okłamywała
samą siebie i dobrze o tym wiedziała.
W końcu
do niego zadzwoniła. Dłonie jej się trzęsły, a serce waliło jak
młot.
- Halo?
- odezwał się głos po drugiej stronie linii.
- Federico? Tu
Ludmiła – powiedziała niepewnie.
- Och, Ludmi.
Cieszę się, że się zdecydowałaś. To co? Mógłbym się z tobą
jutro spotkać?
- Właściwie,
to... to tak – zaczęła nerwowo skubać paznokcie. Podała mu swój
adres i kiedy się rozłączyła, opadła na łózko.
Dochodziło to do
niej pomału. Wolno. Małymi falami. Umówiła się na randkę z
Federico! Czuła się jak główna bohaterka, tego hitowego filmu,
który niegdyś oglądała - „Randka z gwiazdą”.
Po momencie zerwała
się na równe nogi. Nie znała godziny, w której on po nią zawita,
dlatego musiała sobie przygotować wszystko teraz.
Wpadła do dużej
garderoby i zaczęła przewracać wszystko do góry nogami. Dopiero
po upływie kilku minut uświadomiła sobie, co się z nią dzieje.
Zakochała się. Co gorsza, zakochała się w Federico.
Usiadła na kupce rozwalonych sukienek, a łzy same wypływały spod
jej powiek.
Amanda zaniepokoiła
dźwiękami dochodzącymi z pomieszczenia, w którym znajdowała się
jej prawna opiekunka.
- Luśka, co się
dzieje? - zapytała, przykucając przy niej.
- Zakochałam się
– wyznała całkiem szczerze i nawet zdziwiło ją to, jak wielką
ulgę dało wypowiedzenie tych słów.
- Ustalmy coś...
Ja nie jestem już dzieckiem i wiem co chodzi po twojej główce. Idź
jutro z Federico i baw się dobrze... Oj, nie patrz tak na mnie!
Taaak, podsłuchiwałam... - zaśmiała się cicho i wyszła.
•••
Była
gotowa na dziewiątą. Szykowała się długo, bo aż trzy godziny.
No i po co?
Przyjechał
po nią przed dziesiątą. Zaprosił do długiej, czarnej limuzyny z
przyciemnianymi szybami. Obdarzyła go uśmiechem. Szczerym,
promiennym.
Usiadła
wygodnie, oparła się i założyła nogę na nogę. Patrzył na nią.
Podobała mu się. Widział w niej coś innego. Przysiadł koło
niej. Nie mógł oczu oderwać, ale ona o tym nie wiedziała, bo
patrzyła na krajobraz przemijający za oknem.
- Gdzie
właściwie jedziemy? - zapytała cicho, nie odrywając wzroku od
szyby.
- Do mojego domu –
uśmiechnął się. - Tylko tam możemy mieć spokój.
Pokiwała głową
ze zrozumieniem. No tak, przecież on jest gwiazdą, o której piszą
we wszystkich brukowcach i szmatławych magazynach. W TV i radiu też
ciągle o nim nadają. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że to
musi być bardzo męczące.
Wysiedli z pojazdu.
Odwróciła się w stronę czegoś, co on nazwał 'domem'. Szczęka
jej opadła, kiedy zobaczyła wielką willę. Bez dwóch zdań miała
powierzchnię liczoną w kilometrach kwadratowych. Dwupiętrowa,
całkowicie oszklona od lewej strony. Szkło jednak było takie, że
z zewnątrz nie można było nic dostrzec.
Cały dzień
spędzili bardzo miło. Zaczęli tym, że razem, w sali kinowej
obejrzeli Film. Potem ona znalazła w kuchni coś, z czego ugotowała
posiłek, który potem zjedli na tarasie. Nie obyło się bez
maleńkiej bitwy na jedzenie. Musiał dać jej ubrania na zmianę.
Swoje ubrania. Dostała luźny, na nią za duży, oczywiście,
T-shirt. Dżinsy przetrwały wojnę, więc obyło się bez zmiany
ich. Poszła do łazienki, by umyć włosy i przebrać się. Stanęła
przed lustrem i spojrzała po sobie krytycznym wzrokiem. Zawiązała
supeł na dole podkoszulka.
- Hm... no, no, Lu
– mruknęła do siebie, patrząc na swoje odbicie w lustrze. -
Wyglądasz całkiem słodko...i seksownie. W skali od jednego do
dziesięciu... daję ci dziewięć i pół.
Posłała całusa
swojemu odbiciu po czym wyszła z toalety. Włosy zaczesała do tyłu,
bo cały czas były mokre. Zeszła do salonu, gdzie czekał na nią
Federico.
- Mam pomysł –
powiedział, poklepując miejsce na kanapie, obok siebie, w
zachęcającym geście. - Zagrajmy w ''prawda czy wyzwanie''... tylko
bez wyzwań.
- Ołkej, ale tylko
jeśli pozwolisz mi zacząć – usiadła na wskazanym miejscu.
Wzruszył ramionami na znak, że to mu obojętne. - No więc... ile
dziewczyn było tu przede mną?
- Ani jedna. Ile
masz lat?
- Dwadzieścia.
Czemu mnie tu zaprosiłeś?
- Bo jesteś...
inna. Masz chłopaka?
- Nieee. Co masz na
myśli, mówiąc 'inna' ?
- Każda z
dziewczyn, które poznałem do tej pory, miała mnie za gwiazdę i
lepiła się do mnie jak mucha do smoły. A ty widzisz we mnie
normalnego człowieka. Co sądzisz o mojej muzyce?
- Po pierwsze.
Muzyka nie jest twoja. Muzyka jest wszystkich. Tak? A tak w ogóle
to, ja nie słucham twoich utworów.
Zarumieniła się,
czując na sobie jego spojrzenie. Spuściła wzrok na podłogę.
Ciągle nie była pewna. Czy on czuł do niej to samo? W końcu
zebrała się na odwagę.
- Wierzysz miłość
od pierwszego wejrzenia?
- Muszę w nią
wierzyć, skoro ją przeżyłem.
Milczał. A nawet
gdyby mówił, ona nie słuchałaby. Za bardzo zajęła się
uspokajaniem serca, które waliło jak oszalałe.
Czy na pewno mówił o niej?
Uniósł jej
podbródek, delikatnie by spojrzeć w oczy.
Mówił o niej.
Czuła jego ciepły,
równomierny oddech na swojej twarzy.
- A ty? Ty wierzysz
w miłość od pierwszego wejrzenia?
- T-t-tak –
wydusiła z siebie.
Ich usta dzieliły
milimetry, kiedy zadzwonił domofon. Speszona, oddaliła się od
niego.
- Zaraz wrócę –
oświadczył i zniknął za ścianą.
Po kilku minutach
wrócił z tacą, na niej stało wino i dwa kieliszki.
- Może masz
ochotę? - zaproponował stawiając wszystko na szklanym stoliku.
- Jeśli słodkie i
czerwone, to owszem – przyznała.
- Jakimś dziwnym
trafem podejrzewałem, że możesz preferować właśnie takie.
Pili dużo i
zachłannie. Śmiali się ze wszystkiego i niczego. Po prostu się
upili. Ale nic nie trwa wiecznie. Wino w końcu się skończyło.
- Któraa goodzina?
- zapytała chwiejąc się na własnych nogach. Potknęła się i
upadła prosto na jego kolana. - O jeeej – zaśmiała się.
Po upływie kilku
sekund, spoważniała. Patrzyła w jego tęczówki i mimo stanu
otępienia, czuła, że mogłaby się w nich utopić. Zacisnęła
pięści na jego koszulce i zaczęła całować. Odwzajemnił
pocałunek, łapiąc ją w talii i przyciągając do siebie.
Instynktownie wplótł dłonie w jej włosy. Całowali się długo, z
pasją i namiętnością.
Zabrała się za
rozpinanie guzików w jego górnej części garderoby. Nie pozostał
jej dłużny i z nietypowa dla siebie brutalnością zdarł z niej
podkoszulek. Wziął ją na ręce i cały czas składając pocałunki
na jej malinowych ustach, przeniósł do sypialni. Ułożył
dziewczynę na dużym łóżku. Dłonie przesuwał od dolnej granicy
stanika w dół, a kiedy w dalszej drodze przeszkodziły mu jej
spodnie... zwyczajnie się ich pozbył. Ale sama blondynka też nie
próżnowała. Zabrała się za rozpinanie paska, który podtrzymywał
dżinsy Federico. W końcu usłyszała satysfakcjonujący dźwięk,
bo upadły na podłogę.
Włoch pochylił
się nad nią. Pocałował raz jeszcze i zsunął usta niżej.
Delikatnie muskał wargami szyję Ludmiły. Po pewnym czasie, w
którym ona wzdychała cicho z przejęcia, przeniósł się na
obojczyki. Na początek ucałował każdy, z osobna, po czym lekko
przygryzł skórę na nich. Dłonie chłopaka spoczęły na zapięciu
stanika, które swoją drogą szybko ustąpiło, a sam element
bielizn wylądował gdzieś daleko. Przejechał językiem po mostku,
a ręką pieścił jedną z piersi blondynki. Jęknęła i palcem
wskazującym przejechała po kręgosłupie kochanka, tak, że ten
wyprostował się jak struna. Sama uniosła się do pozycji
siedzącej. Pchnęła go tak, że wyłożył się na poduszkach.
- Nie myśl sobie,
że ja tu tylko będę tak leżeć – przycisnęła go dłonią tak,
że nie mógł wstać. Oczy dziewczyny zaświeciły się.
- Aww, kiciu –
szepnął do jej ucha po czym przygryzł jego płatek. - Pozwól
mistrzowi działać – złapał ją w biodrach i odwrócił.
Pokiwała głową,
ale nie protestowała. Nie chciała mu się sprzeciwiać, a poza tym,
musiała przyznać, że tak było jej dobrze.
Powrócił do
swojej 'mokrej wędrówki' przemierzając tą część brzucha, pod
żebrami. Cały czas brnął w dół. Kiedy ustami dotknął brzegu
koronkowych majtek Lud, zostawił je w spokoju, na co ona jęknęła
zawiedziona. Rozchylił uda partnerki, pieścił je od wewnętrznej
strony. Składał na nich długie pocałunki. Długie i mocne.
Skończył. Otarł
buzię wierzchem dłoni.
- O. Mój. Boże.
To było... nieziemskie – wydusiła, wyrzucając biodra w górę.
- Poczekaj,
najlepsze na koniec – wyszeptał gładząc policzek Ludmi palcem.
Zagryzła wargi,
podniecona. Wiedziała co teraz nastąpi. Ale on zwlekał.
- Cholera jasna! -
alkohol sprawiał, że czuła się jeszcze bardziej nakręcona. -
Chce tego teraz! Już! Błagam, Federico! Błagam!
Jednym ruchem zdarł
z niej ostatni element garderoby. Sam również pozbył się
bokserek.
Jej oczy
powiększyły się maksymalnie.
- Coś nie tak? -
zapytał, choć dobrze wiedział.
- Nie... tylko,
że... ghm... - umilkła, bo nie umiała dobrać słów.
Jeszcze nigdy nie
widziała by któryś chłopak miał tyle ciała. Pocałował ją, a
po chwili wstąpił w dziewczynę. Gdyby nie jego usta na jej, pewnie
krzyknęłaby. Zacisnęła dłonie a jego żebrach. Zastygli w
bezruchu. Nic poza wargami i językiem nie pracowało. Po chwili,
kiedy jej mięśnie rozluźniły się, zagłębiał się w
dziewczynie i lekko ruszał biodrami. Jęczała, wzdychała i
pokwikiwała, co jednak było naturalnym odruchem. Zawisła na jego
szyi. Dyszała ciężko. Zaplotła nogi na jego plecach. Oderwał
swoją twarz od twarzy Ludmiły. Oblizała usta i zagryzła wargi.
Dzikość malowała się w oczach Federa.
- Prawdziwa zabawa
dopiero się zaczyna, landryneczko – wysapał.
•••
Obudziła
się wcześnie rano. Na początku w ogóle nie pamiętała, gdzie
jest. Cholernie bolała ją głowa. Miała kaca. Odwróciła się i
zamarła. Obok leżał Pasquarelli. Wszystko powracało falami.
Wydarzenia z poprzedniego wieczoru omotały ją. Podskoczyła jak
oparzona. Znalazła wszystkie swoje ubrania, poza bluzką. Ubrała
się. Bała się wyjść. Poprzedniego wieczoru, Fede mówił, że ma
służbę, której na czas jej wizyty dał dzień wolny. Przycisnęła
do siebie poduszkę i zakradła się do łazienki, gdzie zostawiła
swoją bluzkę. Znalazła ją i naciągnęła na siebie. Wypadła z
willi i jak strzała pognała przed siebie. Wczoraj nie jechali
długo, więc nie mogła być daleko. Dotarło do niej, jakie
głupstwo zrobiła, a łzy same ciekły. I nawet się nie
spostrzegła, a stała po drzwiami wejściowymi swojego domu. Drżącą
ręką przekręciła zamek w drzwiach. Trzasnęła nimi i wbiegła do
swojego pokoju. Cała aż zanosiła się od płaczu. Leżała tak,
użalając się nad sobą, do puki nie usnęła.
Ocknęła
się, kiedy zadzwonił telefon.
- Halo?
- zapytała wpółprzytomna.
- Ludmiła? Co się
stało? Czemu uciekłaś? - po drugiej stronie linii padała setka
pytań.
- Stop. Federico,
skończ. Nic nie rozumiesz? My jesteśmy z dwóch różnych światów.
Ty sobie wyobrażasz co by się stało, gdyby ludzie się o nas
dowiedzieli? Nie możemy się spotykać. Usuń mój numer z
kontaktów. Żegnaj... - już miała się rozłączać, gdy on ją
zatrzymał.
- Poczekaj. Proszę.
Ja... daj mi cię zobaczyć jeszcze raz. Przyjdź na mój następny
koncert. Na pożegnanie. Błagam.
- Ale nie mam
biletu i...
- Sprawdź w
skrzynce na listy. To... będziesz?
- Pomyślę –
westchnęła i rzuciła komórką o ścianę. Ta odbiła się od niej
i wylądowała na podłodze.
Ludmiła wyszła i
skierowała się w stronę kuchni, by przyrządzić śniadanie,
jednak tak bardzo była ciekawa, że musiał sprawdzić pocztę.
Znalazła tam tylko jedną kopertę. Bez znaczka i adresu. Otworzyła
ją. W środku znajdowała się wejściówka na koncert. Wcisnęła
ją do tylnej kieszeni spodni. Występ był dzisiaj. Po długim
namyśle postanowiła, że wybierze się zobaczyć go po raz ostatni.
•••
Jego
głos znów rozbrzmiewał z głośników. Siedziała na samym środku
pierwszego rzędu. Patrzyła jak tańczy. Patrzyła na jego zwinne
ruchy. Patrzyła na niego. Takiego, jakim go pokochała.
Io
per te muoio d'amore
Riscatta il mio cuore
Tu vieni con me
E allora
Riscatta il mio cuore
Tu vieni con me
E allora
…
Patrzył
na nią.
Esta
noche pensé
En pasarte a buscar
Que estés lista a las diez
Invitarte a cenar
En pasarte a buscar
Que estés lista a las diez
Invitarte a cenar
…
Zeskoczył
ze sceny.
A
esos sitios que nunca te llevo
Y a la luz de la luna
Confesarte un deseo
Y a la orilla del mar
Y a la luz de la luna
Confesarte un deseo
Y a la orilla del mar
…
Podszedł
do dziewczyny.
Diré
frases de amor
Iremos a bailar
Muy juntitos los dos
Y a la hora en que
Iremos a bailar
Muy juntitos los dos
Y a la hora en que
…
Wyciągnął
dłoń w jej kierunku.
Las
princesas se enamoran
Dejarás el salón
Por quedarnos a solas
Dejarás el salón
Por quedarnos a solas
…
Zaprosił
na scenę. Na początku nie chciała, ale w końcu uległa. Patrzyła
w jego oczy i znów poczuła, że tonie.
Tłumy
fanów szalały. Ale ją to wcale nie obchodziła.
Skończyła
grać melodia, a on umilkł. Mimo to cały czas kurczowo się jej
trzymał, w obawie, że znów ją straci.
Objął
Lud w talii i przyciągnął do siebie. Złożył na jej ustach
pocałunek pełen miłości. Widziały to tysiące.
Już
nie było czego ukrawać i czego się obawiać. Już wszyscy
wiedzieli.
A
ona mogła być szczęśliwa ze swoim księciem z bajki.
~
Oto One Shot dla kochanej Niny Pasquarelli. Wybacz kochana, że napisałam dla Ciebie coś tak marnego.
Mam nadzieję, że spełniłam Twoje wymagania choć w kilku procentach.
Kocham Cię <3
Czekam na komentarze, kochani ♥
sobota, 2 sierpnia 2014
Przestać żyć w klatce zbudowanej z mieszanki wspomnień i niespełnionych marzeń
~♣~
"Ludzie uczą się nienawidzić, więc jeśli mogę nauczyć się nienawidzić, mogę też nauczyć się kochać..."
~♣~
Siedziała w ciemnym pokoju. Brakowało jej go. Teraz samotność była jej siostrą. Objęła się ramionami. Potrzebowała ciepła, by lód, który skuł jej serce, mógł się wreszcie roztopić.
Nagle drzwi otworzyły się z piskiem.
Ludmiła, aż podskoczyła. Ale kiedy spostrzegła, że to tylko Violetta, znów spuściła głowę i pozwoliła łzom spływać po policzkach. Szatynka usiadła obok kuzynki i potarła jej ramie.
- Mijają trzy lata. Lu... wyjdź w końcu do ludzi. Proszę - wyszeptała.
- Nie chcę - odbąknęła blondynka, wyszarpując się z uścisku.
- On by tego chciał - nalegała dziewczyna.
- Skąd możesz wiedzieć, czego on by chciał?! On n-nie żyje! - krzyknęła.
Dziewczyna tylko westchnęła.
- Leon cię kochał i na pewno nie chciałby, żebyś tak cierpiała - zapewniała.
- Jak się zgodzę na jedno wyjście, dasz mi w końcu spokój? - zapytała zrezygnowana Argentynka.
- Tak.
- Gdzie i kiedy? - jęknęła.
- Za dwadzieścia minut idziemy na tor motocyklowy- oznajmiła Hiszpanka.
- Ale jest środek nocy!
Młodsza z dziewczyn tylko obojętnie wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Doskonale o tym wiedziała. Wyścig motorów, na który miała zamiar zabrać przyjaciółkę był nielegalny.
Za co?
Chciała pozostać w domu i spokojnie wylać kolejne hektolitry łez. Nie potrafiła już żyć inaczej. Od trzech lat, od jego śmierci, nie wychodziła. Całe dnie i noce siedziała w swoim pokoju, w ciemności, we łzach. Czasami tylko ktoś do niej zaglądał, dawał coś do jedzenia, zmuszał, by przełknęła kolejne kęsy. Ale poza tymi obcymi ludźmi, ona czuła jego obecność. Leon był tu z nią. Czekał...
Podeszła do szafy, nie otwieranej od lat. Poczuła zapach stęchlizny. Wyciągnęła dżinsy i luźną bluzę. Ubrała się szybko i poszła do łazienki. Odkryła lustro, które od niepamiętnych czasów było zakryte, czerwonym prześcieradłem.
Nagle drzwi otworzyły się z piskiem.
Ludmiła, aż podskoczyła. Ale kiedy spostrzegła, że to tylko Violetta, znów spuściła głowę i pozwoliła łzom spływać po policzkach. Szatynka usiadła obok kuzynki i potarła jej ramie.
- Mijają trzy lata. Lu... wyjdź w końcu do ludzi. Proszę - wyszeptała.
- Nie chcę - odbąknęła blondynka, wyszarpując się z uścisku.
- On by tego chciał - nalegała dziewczyna.
- Skąd możesz wiedzieć, czego on by chciał?! On n-nie żyje! - krzyknęła.
Dziewczyna tylko westchnęła.
- Leon cię kochał i na pewno nie chciałby, żebyś tak cierpiała - zapewniała.
- Jak się zgodzę na jedno wyjście, dasz mi w końcu spokój? - zapytała zrezygnowana Argentynka.
- Tak.
- Gdzie i kiedy? - jęknęła.
- Za dwadzieścia minut idziemy na tor motocyklowy- oznajmiła Hiszpanka.
- Ale jest środek nocy!
Młodsza z dziewczyn tylko obojętnie wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Doskonale o tym wiedziała. Wyścig motorów, na który miała zamiar zabrać przyjaciółkę był nielegalny.
Za co?
Chciała pozostać w domu i spokojnie wylać kolejne hektolitry łez. Nie potrafiła już żyć inaczej. Od trzech lat, od jego śmierci, nie wychodziła. Całe dnie i noce siedziała w swoim pokoju, w ciemności, we łzach. Czasami tylko ktoś do niej zaglądał, dawał coś do jedzenia, zmuszał, by przełknęła kolejne kęsy. Ale poza tymi obcymi ludźmi, ona czuła jego obecność. Leon był tu z nią. Czekał...
Podeszła do szafy, nie otwieranej od lat. Poczuła zapach stęchlizny. Wyciągnęła dżinsy i luźną bluzę. Ubrała się szybko i poszła do łazienki. Odkryła lustro, które od niepamiętnych czasów było zakryte, czerwonym prześcieradłem.
Spojrzała na swoje odpicie. Nie zobaczyła już tej samej dziewczyny co kiedyś, o roześmianych oczach. Teraz przed lustrem stała drobna osóbka, o twarzy bez wyrazu, o włosach bez blasku, osoba zmęczona życiem.
Wyjęła kosmetyczkę i zatuszowała to, jak bardzo jej ciężko. Rzęsy musnęła tuszem, usta szminką, a powieki cieniem. Za specjalnie nie obchodziło ją jak wygląda. Miała wszystko w nosie. Pragnęła tylko spokoju, a jeśli już została zmuszona do opuszczenia swojej 'krypty' , to chciała do niej jak najszybciej wrócić.
Ona i Violetta mozolnym krokiem przemierzały ulicę Buenos Aires. Milczały. Obie. Viola bała się odezwać, a Ludmiła? Wbiła wzrok w czubki swoich białych adidasów. Myślami była daleko stąd.
Droga na miejsce zajęła im niespełna godzinę.
Na torze żużlowym było mnóstwo ludzi. Właśnie kończyły się przygotowania.Viola podbiegła do jednego z kierowców. Lud wiedziała kim jest. Federico, chłopak szatynki.
Znudzona do granic możliwość blondynka oparła się o jedną z barierek i obserwowała wszystko co działo się dookoła.
Bolało ją to, że wszyscy potrafią być szczęśliwi,tylko nie ona.
Zagryzła nerwowo dolną wargę. Wiedziała, że to, co ma zamiar zrobić jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne. W dodatku może przysporzyć kłopotu niewinnemu człowiekowi.
Tylko, że w tej chwili nie myślała o niczym.
Usłyszała huk. Odwróciła się gwałtownie. Motory pędziły po torze. Zamknęła oczy i wpadła na trasę.
~
- Co się stało doktorze? - zapytała lekarza, Castillo.
-Pękło jej serce - wydukał młody lekarz, spoglądając w papiery.
- Ale...to... - szatynka osunęła się na ścianę. Ukryła twarz w dłoniach.
Ludmiła umarła.Zginęła. Niema jej...
~
Bo teraz jest z Leonem. Są razem. On na nią czekał. Są razem. Odeszła do niego. Są razem.
~
Os dla Veronicy.
O jej... ten OS jest żałosny. Julciu, przepraszam Cię za niego. To porażka. Nie umiem pisać -.-
A teraz proszę, wypiszcie mi w komentarzu to co się Wam nie podobało, bo tu raczej nic nie mogło się podobać...
Wyjęła kosmetyczkę i zatuszowała to, jak bardzo jej ciężko. Rzęsy musnęła tuszem, usta szminką, a powieki cieniem. Za specjalnie nie obchodziło ją jak wygląda. Miała wszystko w nosie. Pragnęła tylko spokoju, a jeśli już została zmuszona do opuszczenia swojej 'krypty' , to chciała do niej jak najszybciej wrócić.
Ona i Violetta mozolnym krokiem przemierzały ulicę Buenos Aires. Milczały. Obie. Viola bała się odezwać, a Ludmiła? Wbiła wzrok w czubki swoich białych adidasów. Myślami była daleko stąd.
Droga na miejsce zajęła im niespełna godzinę.
Na torze żużlowym było mnóstwo ludzi. Właśnie kończyły się przygotowania.Viola podbiegła do jednego z kierowców. Lud wiedziała kim jest. Federico, chłopak szatynki.
Znudzona do granic możliwość blondynka oparła się o jedną z barierek i obserwowała wszystko co działo się dookoła.
Bolało ją to, że wszyscy potrafią być szczęśliwi,tylko nie ona.
Zagryzła nerwowo dolną wargę. Wiedziała, że to, co ma zamiar zrobić jest nieodpowiedzialne i niebezpieczne. W dodatku może przysporzyć kłopotu niewinnemu człowiekowi.
Tylko, że w tej chwili nie myślała o niczym.
Usłyszała huk. Odwróciła się gwałtownie. Motory pędziły po torze. Zamknęła oczy i wpadła na trasę.
~
- Co się stało doktorze? - zapytała lekarza, Castillo.
-Pękło jej serce - wydukał młody lekarz, spoglądając w papiery.
- Ale...to... - szatynka osunęła się na ścianę. Ukryła twarz w dłoniach.
Ludmiła umarła.Zginęła. Niema jej...
~
Bo teraz jest z Leonem. Są razem. On na nią czekał. Są razem. Odeszła do niego. Są razem.
~
Os dla Veronicy.
O jej... ten OS jest żałosny. Julciu, przepraszam Cię za niego. To porażka. Nie umiem pisać -.-
A teraz proszę, wypiszcie mi w komentarzu to co się Wam nie podobało, bo tu raczej nic nie mogło się podobać...
czwartek, 10 lipca 2014
Decyzja
~♦~
"Łzę w perłę zamienić drogą (...)"
~♦~
I po co jej było to wszystko?
Czy tego właśnie chciała?
Straciła wszystko.
Rodzinę, przyjaciół... ukochanego.
- Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut! - usłyszała ryk swojego managera.
Usiadła do toaletki. Wierzchem dłoni otarła mokry od łez policzek.
Znowu musiała nakładać na siebie maskę. Musiała wyjść na estradę i tańczyć i śpiewać i grać... i udawać szczęśliwą.
Na początku to właśnie dawało jej siłę. Adrenalina... Światła i tłum skandujący jej imię.
''Lu-dmi-ła! Lu-dmi-ła!" - słyszała już spod sceny.
Głęboki oddech. Musi się udać. Zawsze się udaje...
Trzy wersy, pięć i osiem... Daje z siebie wszystko by potem tylko usnąć... i obudzić się rano w nowym mieście.
Rutyna codziennego życia dobijała ją jeszcze bardziej.
W każdą noc płacze.
Nie jeden raz chciała zrezygnować. Nie jeden nie dwa... osiemnaście? dwadzieścia cztery? sto piętnaście?
Nie może... Diego jest zbyt chytry na pieniądze. Za bardzo pragnie władzy.
Manager- jak inaczej można go określić- nie dopuszcza do tego by odeszła.
Raz nawet ją czymś naćpał. Swoimi cholernymi prochami. Jest niebezpieczny. Boi się go.
I kiedy pragnie odejść wyciąga tylko mały tępy nożyk i robi nim małą dziurkę w ścianie campera. Tylko, że już sama tych dziurek nie liczy. Nie liczy ich tak samo jak dni, godzin czy minut. Przestało to już dla niej mieć znaczenie. Wie dobrze, że jedne, jedyne marzenie jakie ma nigdy się nie spełni. Bo pragnie tylko jednego... Chociaż przez chwilę zobaczyć tego, kogo kocha. Federico.
Była już w tak wielu miejscach świata. Ale nie zwiedziła krzywej wieży w Pizie. Nie weszła na Statuę Wolności w Nowym Jorku. Nie słyszała bicia Big Bena w Londynie.
Tego wieczoru coś się w niej zmieniło.
Zeszła ze sceny, uprzednio zbierając podarunki rzucone na nią przez fanów. Natrafiła przy tym na małą karteczkę z serduszkiem. Co prawda Diego zabierał wszystko, ale ten jeden przedmiot udało jej się przemycić.
Leżała na łóżku w swoim pokoju w tak zwanym "przenośnym domu". Po raz kolejny czytała treść liściku.
"Ludmiło!
Mijają trzy lata od twojego porwania. Dokładnie trzy. Wiem, że być może już o mnie zapomniałaś. Ale ja ciągle żyję myślą, że jeszcze kiedyś poczuję Cię w swoich ramionach. Kocham Cię bezgranicznie i zawsze tak będzie... Mam plan. Jutro na Twoim koncercie dostaniesz kolejną karteczkę i tam wszystko Ci objaśnię.
-Twój na zawsze- Federico"
Rozpoznała jego pismo. Wiedziała, że to on. Była świadoma tego, jak wiele ryzykuje. Ale musiała spróbować.
Zrodziła się w niej nowa nadzieja, która miała być światłem na dalszej drodze. Jeśli się uda... ale dobrze wiedziała, że udać się nie może.
~
Dawała koncert w Wiedniu. Tego dnia była wyjątkowo niespokojna. Wykonywanie utworu nie dawały jej już nawet ukojenia. Na koniec gorączkowo rozglądała się za małą kartką z serduszkiem. W końcu ją dostrzegła.
- Ludmiła chodź no! - krzyknął Diego.
W ostatniej chwili chwyciła wiadomość i uciekła zanim zdążył do niej podejść. Rzuciła wszystko na podłogę zaraz przy wejściu do pokoju. Oparła się odrzwi i szybko rozwinęła zawiniątko.
"Twój jutrzejszy koncert w Los Angeles... pół godziny przed nim, za literą "Y" (w napisie Hollywood) znajdziesz coś co Ci się przyda w ucieczce."
W jednej chwili przed oczami miała tysiące czarnych scenariuszy. A co stanie się jeśli manager ją zauważy? Tego bała się najbardziej. Facet jest nieobliczalny. Zrobi wszystko. Wszystko. Tylko nie co dobre...
Mimo wszystko ta cała sytuacja dawała jej szansę.
* Trzymała w rękach kawałek, odłamek kolorowego szkiełka. Przyglądała mu się z każdej możliwej strony. Do koła panowała ciemność zupełna. Tylko od przedmiotu, pozornie tak zwyczajnego, biło światło. Powoli obróciła je w palcach. Poczuła ciepło. Na jej twarz wkradł się uśmiech. Zamknęła oczy na chwilę, a kiedy ja otworzyła stała w swoim salonie... w domu. Ogień płonął w kominku. Wszystko było jak sprzed trzech laty. Przez duże okna wpadały promienie słońca. Podeszła do zdjęcia leżącego na stoliku. Była na nim ona, Federico... i Diego.
Kiedyś byli przyjaciółmi, ale on się stoczył.
Ale coś było nie tak. Na zdjęciu ona miała takie... dziwne włosy.
Chwyciła fotografię tym samym wypuszczając z rąk świecidełko. W jednej chwili wszystko zajął mrok. *
Obudziła się zdenerwowana. Chciała krzyknąć, ale nie mogła.
Była zamknięta z ciasnym pudle. Brakowało jej tlenu i światła. Nikt nie mógł jej pomóc. Z pudła bowiem nie było wyjścia.
~
Rozejrzała się uważnie. Nie było go. Poszedł i wróci przed koncertem. Podeszła do drzwi i szarpnęła nimi w całej siły. To na nic. Zamknięte. Wróciła do pokoju. Szukała punktu wyjścia. Jej wzrok zatrzymał się na otwartym oknie. Szanse były nikłe, gdyż otwór nie należał do dużych, ale czuła, że musi spróbować.
Udało jej się. Przez ten jeden moment, przez ułamek sekundy poczuła się wolna.
Wiatr dmuchał jej w twarz i rozwiewał włosy. Słońce grzało. Było ciepło, a jej zachciało się żyć.
Z daleka widziała biały napis na zboczu. Szła przed siebie tak szybko jak tylko potrafiła. Nie chciała zwracać na siebie uwagi więc nie biegła. Mijała ludzi, którzy wskazywali na nią palcami, robili zdjęcia.
Była gwiazdą, ale być nią wcale nie chciała.
W końcu dotarła na miejsce. Była wykończona. Ale wiedziała, że do celu prowadzi długa i kręta droga. Wiele przeciwności i przeszkód. Kłód pod nagami. Padła na ziemię. Oddychała szybko, ale czuła że tak mogłaby żyć już zawsze. Kiedy odzyskała siły podniosła się zaczęła szukać tego czegoś, co miała znaleźć.
W końcu dostrzegła materiałowy woreczek. Wyglądał na nowy. Wzięła go i puściła się z góry. Po krótkim czasie gramoliła się przez okno.
-Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut!- usłyszała głos Diego.
Zdążyła na czas. Delikatnie pociągnęła za sznureczek, co sprawiło, że woreczek otworzył się. Pierwsze co zobaczyła, to mała karteczka. Rutynowo.
"Kochanie, w tej paczuszce dostałaś perukę. Ukryj ją dobrze. Wszystko wyjaśnię Ci kiedy indziej.
Czas na kolejny krok. Jutro - w Rzymie, za trumną Jana Pawła II znajdziesz identyczną paczuszkę lecz z inną zawartością.
W takim razie... do jutra Najdroższa."
Ukryła wszystko pod łóżkiem. On nie mógł się dowiedzieć. Wyszła na scenę i śpiewała. Śpiewała, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Była w Rzymie. W Watykanie.
* Siedziała na podłodze w swoim salonie. W kominku ciągle palił się ogień. Biło od niego ciepło. Wstała i ruszyła w stronę kuchni. Przejechała ręką po błyszczącym blacie. Poczuła zapach gotującego się obiadu. Chciała ruszyć garnek na gazie, ale nadepnęła na coś ostrego. Spojrzała w dół. Kilka ostrych gwoździków leżało na kafelkach. Cofnęła się przestraszona. Nie bolało. Oparła się o parapet. Nagle ciemne chmury przysłoniły słońce. Ciemność ponownie otuliła ją niczym ciepły koc.*
Po raz kolejny się obudziła. Spojrzała w okno. Za szybą szybko przelatywał krajobraz. Kolorowe światełka znikały powoli. Po chwili wjechali w las. Czuła się osaczona. Od dziecka nie cierpiała tego rodzaju miejsc. Zamknęła oczy i mimo iż już nie mogła usnąć śniła. Śniła o oczach Federico.
~
Zatrzymali się całkiem blisko Watykanu. Była niedziela. Wstęp darmowy... lepiej być nie mogło. Usłyszała trzask zamykanych drzwi. Zakradła się do okna. Diego właśnie znikał na rogiem pobliskiego budynku. Wiedziała, że wróci dopiero przed występem. Odczekała chwilę i znów wymknęła się przez świetlik.
Stała na ulicy z kostki brukowej. Przed oczami stanął jej obraz ze snu. Zamrugała nerwowo kilka razy po czym ruszyła w stronę 'odrębnego państwa'.
Właśnie otwierali. Nie spodziewała się takiej kolejki. Stanęła na jej końcu równo o godzinie piątej rano, do środka weszła natomiast o wpół do ósmej. Potem jeszcze przez pół godziny stała w kolejce do Bazyliki Świętego Piotra. Aby wejść do środka musiała przejść odprawę niczym na lotnisku. Od zdjęcia butów, do oddania wszystkich metalowych przedmiotów, które miała akurat w posiadaniu. Szła zapatrzona we wszystko. Przypomniała jej się wycieczka z Federico do Paryża, do Luwru. Zatrzymała się przy Piecie Michała Anioła. Zrobiło jej się słabo. Oczami wyobraźni zobaczyła, sama nie wiedziała czemu, wściekłego Diego, który wpada do jej pokoju i wywraca wszystko do góry nogami. Puściła się pędem przez tłumy w stronę trumny jednego z najsłynniejszych papieży. Zobaczyła paczuszkę. Chwyciła ją i starała się wyjść niepostrzeżenie. O mały włos wpadła w ręce ochrony.
Pobiegła przed siebie. Miała to nieszczęście, że z daleka dostrzegła swojego managera. Przyspieszyła. Musiała być na miejscu przed nim. Udało jej się. Wślizgnęła się z powrotem do campera. Wrzuciła woreczek pod posłanie, nie patrząc nawet co w nim jest i wskoczyła pod kołdrę. W tym momencie do jej pokoju wpadł Harnandez.
- Coś się stało? - zapytała zamykając oczy, gdyż bała się uderzenia.
Nie odpowiedział. Wyszedł trzaskając drzwiami.
Widział ją. Teraz była już tego pewna.
Wyciągnęła woreczek spod łóżka. Otworzyła go. W środku były... gwoździe. Gwoździe i karteczka.
"Ludmiło, kochanie moje! Tym razem przesyłam Ci gwoździe. Nie pytaj. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Jutro w Barcelonie, pod jednym z filarów Łuku Triumfalnego... nie bój się. Będzie dobrze.
Do jutra Perełko!"
Paczuszkę dołączyła do poprzedniej, a liścik przycisnęła do piersi. Czuła, że jeśli nie odpocznie, nie będzie w stanie ustać na nogach.
Pomyślała o przyszłości, która malowała się dla niej coraz to bardziej kolorowo. Odprężyła się. Zapomniała o rzeczywistości.
- Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut! - Diego jak zwykle wyrwał ją z błogiego spokoju.
Miała siłę. Wypadła na scenę i szczerze uśmiechnęła się do fanów.
Śpiewała z czymś, z czym nie śpiewała od dawna. Radością.
Była zmęczona po tym występie. Niesamowicie zmęczona.
* Stała nad przepaścią. Nie wiedziała skąd się tam wzięła ani jak długo już tak trwa. Mimo wielkiego strachu, czuła się dobrze. Wiedziała, że nic się jej nie stanie. Obróciła głowę. Gdzieś daleko szumiały drzewa i śpiewały ptaki. Poczuła zapach kwiatów. Przymknęła oczy. Wciągnęła nosem powietrze. Wstrzymała oddech. Zrobiła krok w przód i poczuła jak następuje na skraj gruntu. Wychyliła się do przodu. Leciała w dół. Nie bała się. Była to jej ucieczka. Nagle ktoś złapał ją z koszulkę. Przyciągnął z powrotem na ziemię. Oparła się na łokciach. Zobaczyła jego. Nie był wybawicielem. Był oprawcą. Szarpnął nią, przywołując do pionu. Wbił jej nuż pomiędzy żebra. Upadła. Diego ją zabił. Ale ciągle żyła. Maleńkie ciemne plamki przed oczami zmieniły się w jeden wielki kleks, który sprawił, że widziała samą ciemność.*
Znowu się obudziła. Zawsze to samo. Zawsze o tej samej godzinie.
- Jak długo jeszcze? - szepnęła do siebie ocierając policzek mokry od łez.
Leżała tak, zastygła w bezruchu do momentu zatrzymania się pojazdu.
~
Podbiegła do szyby. Diego już szedł ulicą w nieznanym jej kierunku. Szybko chwyciła pierwsze co miała w szafie. Ubrała się i wymknęła. Stała na jakiejś uliczce. Ze wszech stron otaczały ją stare kamienice. I jak miała trafić do wyznaczonego miejsca? Postanowiła obrać jeden kierunek. Iść przed siebie. Minęło dobre kilka kwadransów zanim uświadomiła sobie, że znajduje się w kraju hiszpańskojęzycznym.
Zapytała przechodniów o drogę. Nie była ona jakoś bardzo skomplikowana, ale kto był w Barcelonie, ten wie jak łatwo jest się tam zgubić.
Dotarła pod ów Łuk. Odnalezienie pakunku też nie wymagała wiele wysiłku.
Pozostał tylko jeden problem. Powrócić. Powrócić skąd przybyła.
Stanęła jak słup. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Iść czy nie. Wiedziała,że nie pozostało jej dużo czasu. Jeśli manager wejdzie do jej pokoju, a dziewczyny w nim nie będzie... amen. Ostatnia szansa przepadnie.
- W czymś pomóc? - usłyszała głos za sobą.
Odwróciła się wolno w obawie, że ujrzy za sobą Hiszpana. Było to przecież jego rodzinne miasto i znał każdy jego zakamarek jak własną kieszeń.
Ale to nie był on. Stał za nią mężczyzna, którego dobrze znała, ale akurat go nie poznała. Mężczyzna, którego darzyła niezwykłym uczuciem. Był to Federico.
- Wie pan... - zaczęła niepewnie. - Szukam drogi do...
On tylko uśmiechnął się. Przecież dobrze wiedział. Objaśnił drogę po czym wcisnął blondynce do ręki mały papierek. Przeczytała jego treść. "Kocham Cię Aniołku. Nie wierzę, że udało mi się Ciebie zobaczyć." Uniosła wzrok z nad kawałka świstka. Ale jego już nie było.
Zegary wybiły wpół do dwunastej. Oprzytomniała. Bieganie ostatnimi czasy stało się dla niej normą. Tyle ile sił miała w noga, tak szybko biegła.
Znów była na czas.
Kiedy on już wyszedł z jej pokoju, zajrzała do woreczka. Tym razem w jego wnętrzu spoczywał nóż.
"Kwiatuszku. Nie poznałaś mnie prawda? To nic. Dzisiaj dostałaś ode mnie nuż. Bądź cierpliwa. Jutro w Rio De Janeiro pod posągiem Jezusa... Tym razem mnie tam nie będzie, więc nie oczekuj. Bardzo za Tobą tęsknię."
Tego wieczoru na scenie błyszczała jak prawdziwa gwiazda.
Zdarzenia ostatnich dni dawały jej siłę. Napawały niezwykłą mocą.
*Podniosła się z ziemi. Diego nigdzie nie było. Po ranie nie było śladu, a nóż leżał pod jej stopami. Rozejrzała się w koło. Posta przestrzeń. Zero życia. Ale nie przeszkadzało jej to. Szło przed siebie.
Wysoka trawa łaskotała ją w nogi. Wiatr rozdmuchiwał włosy. Promienie słoneczne muskały skórę.
Wolność była coraz bliżej i ona dobrze o tym wiedziała. Nie mogła się nie uśmiechać. Była szczęśliwa. Zdawało jej się, że w tej chwili nic nie może zburzyć tego wyimaginowanego, ale jakże pięknego świata. Jej świata.
Nagle usłyszała huk. Spojrzała na niebo. Przysłoniły je tumany kurzu. Pył zbliżał się do niej. Zaczęła się dusić, była zmuszona zamknąć oczy. Znowu ciemność...*
Przetarła zaspane oczy. Było jeszcze ciemno. Czuła, że nie jadą. Podeszła do okna. Byli na promie... Poczuła zapach słonej wody. Spojrzała w górę. Dostrzega spadająca gwiazdę. Szybko zacisnęła kciuki i pomyślała życzenie. Wydostać się z tego bagna.
~
Byli już na lądzie. Znów obserwowała jak manager się oddala. Z miejsca, w którym stali widziała przechodniów. Wszyscy byli ubrani na jasno. Ich lekkie stroje wskazywały na to, że jest na prawdę upalnie.
Podeszła do szafy i westchnęła głęboko. Wcale nie dla tego, że nie miała się w co ubrać. Tylko dla tego, że uświadomiła sobie, jak wiele przed nią umknęło.
I tym razem początek był łatwy. Za łatwy. Stała na ulicy i z przerażeniem patrzyła w stronę ogromnego posągu Jezusa wzniesionego na ogromnym klifie.
Czeka ją prawdziwa walka z żywiołem.
Miała do wyboru dwie opcje. Albo przedzierać się przez las, a następnie wspinać się po granitowej górze, albo złapać stopa i w taki sposób dostać się do celu.
Federico nie postawił jej w prostej sytuacji.
Ostatecznie wybrała drugą z przedstawionych sobie propozycji.
Dotarcie na wyznaczone miejsce okazało się dużo prostsze niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Tym razem trud sprawiło jej odszukanie paczuszki. Dziesięć razy obeszła figurę do koła. Ale nic nie znalazła.
Westchnęła ciężko zrezygnowana. Pomyślała, że już pewnie ktoś dostrzegł woreczek i wziął go sobie.
Uniosła głowę by spojrzeć na niebo. Poprosiła o znak. I nagle coś rzuciło jej się w oczy. Pomiędzy stopami Jezusa leżało coś małego.
Załamała ręce. Jak miała się tam dostać? Co miała zrobić? Federico chyba lekko poniosła wyobraźnia.
Jednak nie chciała dać za wygraną. Zbyt wiele przeszła by teraz tak zwyczajnie się oddać. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Potrzeba jej było czegoś długiego...jak lina, ale mniej giętkiego.
Usiadła na pobliskiej ławeczce i zaczęła intensywnie myśleć.
Chwilę potem spostrzegła się, że sukienka, którą ma na sobie jest usztywniana w kilku miejscach. Wyciągnęła tępy nożyk, z którym nigdy się nie rozstawała i zrobiła nim kilka małych dziurek na szyciach.
Wyciągnęła kilka drucików z materiału. Połączyła je ze sobą i zaczęła ''łowić'' wypatrzony obiekt.
Po jakiejś godzinie udało jej się dostać pakunek w swoje ręce. Spędziła tam tak wiele czasu, że teraz bała się wrócić. I tu nasunęło się kolejne pytanie...jak wrócić?
Kolejką nie zjedzie, bo nie ma pieniędzy. Pozostało jej znów łapać stopa.
Wkrótce znów znajdowała się w camperze. Nie słyszała Diego, nie widziała. Najwidoczniej miała jeszcze czas.
-Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut! - usłyszała po kilku chwilach.
Nie sądziła, że nie było jej aż tyle czasu.
Nie mogła skupić się na występie. Po głowie błądziły setki pytań.
Co jest w woreczku?
Czy Diego wie, że jej nie było?
Jeśli wie, to co zrobi?
Czy może już pożegnać się z wolnością?
Zamknęła się w swoim pokoju. Bała się bardzo. Ale wiedziała, że bez ryzyka nie może odnieść sukcesu.
Powoli otworzyła pakunek. Przeraziła się. W środku był pistolet i kilka złotych monet. Drżącą ręką chwyciła małą karteczkę i zaczęła czytać. "Kochanie, zbliżamy się do końca. Nie będę teraz tłumaczył. Ostatnia rzecz znajduje się na szczycie Wieży Eiffla. Jutro nie będę Ci utrudniał. Wjedź na nią płacąc tymi monetami. Kocham Cię!"
Szybko schowała wszystko pod łóżko, zgasiła światło i położyła się spać.
*Ciemność. Nic poza tym. Jedna, wielka czarna plama. Ktoś machnął ręką robiąc na niej żółtą plamkę. Potem niebieską. Czerwoną, różową, pomarańczową...Wkrótce otaczały ją miliny barw.
Ale kolory z wolna znikały... i po raz kolejny to samo - mrok.*
Usiadła na posłaniu. Coś było nie tak... nie tak. Czuła, że jest coraz bliżej, a jednocześnie równie daleko ca przedtem.
Nie mogła usnąć. Szarpały ją nerwy. Nie zamykała oczu w obawie, że znów zawładnie nią strach.
~
Nie spała pół nocy. Myślała. O wszystkim i o niczym.
Teraz udawała, że drzemie. Na prawdę nasłuchiwała... On już poszedł.
Wykonała poranną rutynę. Tym razem nie spieszyło jej się zanadto. Wzięła pieniądze i wyszła przez okno. Sprawiało jej to coraz mniej trudności. Przez myśl przebiegło jej nawet, że byłaby dobrą lekkoatletyczką.
Wolnym krokiem szła w kierunku najwyższego punktu w mieście.
Przyglądała się ludziom. Byli szczęśliwi.
Mijała piękne, zabytkowe budynki, bujną roślinność i bogate łódki i jachciki przycumowane nieopodal.
To miasto było wspaniałe. Miało taki magiczny urok.
Na głównym placu pod Wieżą Eiffla stał mim. Przypatrywała mu się z niezwykłym zaciekawieniem, kiedy stała w kolejce.
Zapłaciła i wjechała na górę.
Początkowo zaparło jej dech w piersiach. Widok był nie do opisania. Zabrakłoby przymiotników...
Stała przez kilka momentów zachwycając się wspaniałością tego miejsca.
Potem odwróciła się by zacząć poszukiwania i pierwsze co zobaczyła to właśnie wypatrywany przedmiot.
Podeszła doń i otworzyła. Była niespokojna.
Co tym razem? Zaczęło się od peruki, potem gwoździe, nóż i pistolet...
Zajrzała do środka. Zamurowało ją. W środku znajdował się ogromny bukiet kolorowych kwiatów. Wyciągnęła go i ukryła w nim twarz. Zaczęła się śmiać. Tak...sama do siebie.
Jeszcze raz zajrzała do środka paczuszki i wyjęła z niej karteczkę.
'' Chyba czas na wyjaśnienie...
Jutro zatrzymacie się w Buenos Aires. Zaraz po koncercie podłóż pod koła gwoździe. Idź do siebie i chwyć uprzednio przygotowane rzeczy. On pewnie będzie męczył się z ruszeniem z miejsca. Załóż perukę i go zastrzel. Nie miej skrupułów. Pomyśl ile krzywd on Ci wyrządził. Nożem otwórz zamek. Biegnij przed siebie. Zgarnę Cię czerwonym BMW.
Wszystko będzie dobrze. Wierzę w Ciebie."
Miała zabić człowieka? Ciągle w to nie wierzyła. Bo żeby kogoś zabić trzeba być na to przygotowanym psychicznie. Mieć cel.
Wróciła dziś wyjątkowo wcześnie. Biła się z myślami.
Doszła do wniosku, że jeśli tego nie zrobi nigdy nie dostanie upragnionej wolności.
Czas zleciał jej niepostrzeżenie na tych rozmyśleniach i zanim się obejrzała już stała na estradzie.
Tej nocy nie śniło jej się nic. Spała spokojnie. Nie obudziła się wcześnie.
~
Ze snu wyrwał ją jego krzyk.
- ... piętnaście minut!
Przetarła zaspane oczy. Szybko się ubrała, uczesała. Nie dbała o to jak wygląda. Przygotowała narzędzia, którymi miała się posłużyć. Gwoździe wsypała do torebki i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Tym razem użyli pleybacku. Nie była w stanie śpiewać.
Owszem, tańczyła, owszem uśmiechała się...owszem, znowu nałożyła maskę.
Mimo, iż najprawdopodobniej był to jej ostatni koncert nie przejęła się tym za bardzo.
Nie czekała aż Diego po nią przyjdzie, nie zbierała prezentów od fanów. Zbiegła ze sceny i chwilę potem już podkładała gwoździki pod oponami. Potem tyko czekała, oparta o drzwi pojazdu.
Wpuścił ją do środka. Wzięła wszystko. Poszła do toalety. Tam sprytnie nałożyła sobie prukę. Pomyślałam chwilę. Zrobiła sobie mocny makijaż. Jeśli ktoś będzie widział całe zdarzenie... potem bynajmniej jej nie pozna. Wyszła. Hiszpan siedział w swoim przedziale i próbował ruszyć. Wyklinał.
Cicho zakradła się do niego. Przyłożyła spluwę do jego głowy.
- Ludmiła? -zapytał niepewnie.
- Nie, Święty Mikołaj - zaśmiała się ironicznie. - Teraz mi zapłacisz. Zapłacisz za wszystko - syknęła.
Przepełniała ją złość. Złość i nienawiść. Chęć zemsty.
- Nie rób tego - powiedział głosem pozbawionym uczuć.
- A to niby czemu? Nie zasługujesz na życie. Jesteś potworem! - krzyknęła i nacisnęła spust.
Rozległ się głuchy huk. Całkiem jak w jednym z jej snów.
Wszędzie była krew. Spojrzała po sobie. Jej śliczne ubrania też nie pozostały bez skazy.
Nie mogła na to patrzeć. Czym prędzej zabrała się za rozbrajanie zamka.
Ulżyło jej, gdy usłyszała kliknięcie. Położyła rękę na klamce. Nacisnęła na nią i wybiegła.
Stawiała lekkie, ale szybkie kroki. Było ciemno. Ludzie przechodzący obok patrzyli na nią jak na wariatkę.
W sumie, trudno im się dziwić.
Wysoka dziewczyna o długich, fioletowych włosach przyodziana w zakrwawioną sukienkę.
Przygryzła dolną wargę. Bała się.
Po chwili zrozumiała.
Coś co było wspólnym elementem jej wszystkich snów teraz spełniło jej marzenia. Ciemność, czerń i mrok.
Nagle jakieś światło zaczęło ją razić. Przymrużyła oczy. Czerwone BMW X6.
Wsiadła do niego i zapięła pasy.
- Zdrzemnij się - usłyszała aksamitny głos - obudzę cię gdy będziemy na miejscu.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jej powieki zaczęły robić się coraz cięższe, aż w końcu usnęła.
~
Promienie słońca delikatnie musnęły jej twarz. Otworzyła oczy. Ziewnęła przeciągle. Leżała na łóżku w obszernym pomieszczeniu. Wstała zaskoczona. Znała to miejsce. To przecież była jej sypialnia!
Wolno skierowała się w stronę kuchni. Federico stał przy oknie i pił kawę.
Oparła się o blat i przyglądała mu się.
- Nie śpisz już? - zapytał podchodząc do niej.
- A wyglądam jakbym spała? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Objął dziewczynę w tali i przyciągnął do siebie. Kąciki ust blondynki uniosły się delikatnie.
-Kocham cię - wyszeptała.
- Ale ja ciebie bardziej - odpowiedział po czym złożył na jej ustach pocałunek pełen namiętności.
- Nie, wcale nie - zaprzeczyła wtulając się w niego.
~
Potem było już tylko lepiej.
~
W końcu udało mi się napisać OS'a dla Mechi.
Ostatecznie cała akcja nie rozgrywa się wyłącznie w BA. Mam nadzieję, że wybaczysz to niedopatrzenie.
Czekam na szczere opinie ♥
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Wieczna miłość nie zna granic
~○~
"Jeśli skrzywdzona kobieta uśmiecha się w obecności swojego krzywdziciela to oznacza, że albo nie ma wstydu, albo pomysłu na zemstę"
~○~
Camila siedziała na łóżku w swoim pokoju. Po raz kolejny spoglądała na starą, zniszczoną fotografię. Ciągle nie mogła uwierzyć, że to dzieje się tak szybko. Za szybko..
Po policzku spłynęła łza. Zagryzła dolną wargę doprowadzając do krwawienia. Zacisnęła zdjęcie w pięści, a potem przedarła na pół.
Kiedyś byli blisko. Kochali się i szanowali.
Ale potem on się zmienił.
Zabrał ją z miasta. Zabronił kontaktów z przyjaciółmi. Natalia i Maxi już nie widywali się z nią. Po woli zatracała się w samotności.
On zaczął pić.
Jej życie już nie wyglądało tak samo. Jedyną ucieczką była praca. Wychodziła z domu zanim się obudził, a wracała, kiedy spał.
Dawała sobie radę... do czasu.
Zaszła w ciążę z mężem swojej szefowej. Marco miał być ojcem tego dziecka. Francesca, trudno się dziwić, była wściekła. Wyrzuciła Camilę z pracy.
Broadway zaczął się nad nią znęcać. Bił i krzywdził. Ona przestała go kochać. Próbowała uciekać, ale każda z prób kończyła się klęską.
Już pogodziła się z tym. Pogodziła się, że przez niego poroniła. Pogodziła się, ze przez niego straciła wszystkich bliskich.
Ale teraz było już zbyt wiele.
Jak mógł zabić ostatnie stworzenie, na którym jej zależało. Które przypominało jej dawne życie... spokojne, ciche życie. U boku rodziny i przyjaciół.
Teraz zwłoki Rafiego leżały pewne gdzieś przy jezdni.
Wzięła pudełko z pamiątkami z Buenos Aires i podążyła do salonu.
Stanęła przed nim w kartonem w ręku. Jej twarz nie wyrażała najmniejszych emocji.
Poza mściwością. Uśmiechnęła się, a w jej oczach zagościły wściekłe ogniki.
-Nienawidzę cię! - wrzasnęła rozrzucając rzeczy z kartonu po pokoju.
Część spłonęła... jak jej uczucia co do niego.
Zobaczyła, że nie rusza się z miejsca. Postanowiła wykorzystać sytuację.
Wybiegła z domu. Była zima, a ona ubrała się w krótkie spodenki i top.
Nie obchodziło jej to. Biegła przed siebie. Tyle tylko ile miała sił.
Trafiła na autostradę. Oparła się o barierkę i czekała.
W pewnym momencie zatrzymał się obok niej samochód.
Nie myślała. A nawet gdyby... wszystko było lepsze niż dalsze życie u boku Broadwaya.
- Dokąd pani jedzie? - usłyszała Cami zapinając pasy.
- Jak najdalej ...
~
I tymi słowy zakończę OS dla Niezwyczajnej.
Kochanie wybacz, że to takie marna :(
Chyba nie zaprzeczysz.
Przepraszam raz jeszcze.
Czekam na komentarze ;)
piątek, 27 czerwca 2014
Jesteś dla mnie wszystkim
~•~
"Nikt nie prosi o bycie bohaterem. Czasem po prostu tak się dzieje."
~•~
Czy warto kochać?
Kiedyś myślałam, że nie.
Teraz jednak jest ze mną inaczej...
Ludmiła, nastoletnia uczennica z prestiżowej szkoły w Buenos Aires - Studia On Beat.
Na początku potrafiłam przejść obok niego bez cienia emocji.
Do puki nie zobaczyłam go w ramionach innej.
Starała się być obojętna na wszelkie piękno i brzydotę.
Widziała tylko siebie w całym wszechświecie.
Nie mogłam śpiewać.
Nie mogłam tańczyć.
Ale pewnego dnia zjawił się chłopak.
Federico. Włoch z wymiany.
Był...jest idealny.
Przystojny i utalentowany.
W jednej chwili jej życie zrobiło obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
Już nie pragnęła sięgnąć ideałów.
Podziwiałam go.
Oczywiście nikt o tym nie wiedział.
Nie była przyjacielskim typem człowieka.
Trzymała dystans.
Uczniowie mieli ją za zarozumiałą divę.
Może faktycznie nią była.
Do czasu...
Potrafiłam zatopić się w jego oczach.
Umiałam stracić przytomność, jednocześnie będąc w pełni świadoma otaczającej mnie rzeczywistości.
Uświadomiła sobie wtedy, że to nie w okół niej kręci się świat.
Potrzebowałam zrozumienia.
Chciała być kochana.
Ale jak można sprawić by w jeden dzień ludzie zmienili o Tobie zdanie?
Moje serce cały czas rwało się do niego.
A on nie dostrzegał mnie.
Dla niego niczym nie wyróżniała się z tłumu.
Może inni, może Broadway, Leon, Thomas, Maxi... może Braco, Napo, Diego... może.
Może dla nich była niesamowitą gwiazdą, rozświetlającą mrok panujący w kosmosie.
Ale dla niego była nikim.
Może dla innych, może dla Violi, Cami, Fran... może dla Naty, Leny, Lary... może dla Any, Libi i reszty...
Może dla nich była niezwykłym dźwiękiem, wypełniającym próżnię.
Ale dla niego zupełnie się nie liczyła.
Czułam, że opadam.
Byłam chora na bezradność.
Postrzegał ją jako rozpieszczoną dziewczynkę, która zawsze dostaje czego chce i nie liczy się z innymi. Miał wrażenie, że jest obojętna na cierpienie i wołanie na pomoc.
Nie próbował nawet bliżej jej poznać.
Czuł, że nic ciekawego z tyj znajomości nie wyjdzie.
Czy tak na prawdę się mylił?
Starałam się zabić rosnące w mnie uczucie.
Lecz cy da się stłumić najpiękniejsze dźwięki?
Dźwięki leśnych dzwoneczków...szumu płynącej wody...szelestu liści drzew...śpiewy ptaków...
Tak samo nie da się przestać kochać.
Ona kochała.
Ale on nie.
Z natury była osobą zawziętą i przebiegłą.
Nie dawała za wygraną.
Chciała go mieć.
Łatwo nie odpuszcza.
Liczyłam, że go zdobędę.
Ale on nie jest jak wszyscy.
On nie poleciał na śliczną buźkę i słodkie minki.
Musiała się wysilić.
W układaniu planów była mistrzynią.
Nie tym razem.
Już miałam się poddać.
A gdym powiedziała mu co czuję?
Powiedziała.
Nie uwierzył jej.
Zakpił. Wyśmiał.
Początki ich znajomości nie były ciekawe.
I pewnie gdyby nie jeden przypadek...jedno słowo...ciągle by takie były.
To był wietrzny wieczór. Ludmiła siedziała po turecku na łóżku i rozczesywała swoje splątane blond kosmyki.
Dziewczyna spojrzała za okno i westchnęła ciężko. Zbierało się na deszcz. Drzewa w jej ogrodzie przechylały się pod wpływem mocnych uderzeń powietrza.
Prąd wysiadł.
Była sama w wielkiej willi. Położyła się na miękkim dywanie. Poczuła, że kot ociera się o nią. Delikatnie gładziła go po karku.
Była senna, ale za razem nie chciało jej się spać.
Miała ochotę tańczyć, jednocześnie nie ruszając się z miejsca.
W końcu tak zagłębia się w marzeniach, że usnęła.
Spała snem kamiennym.
W tym czasie obok jej domu przechodził Federico.
Walczył z żywiołami.
Woda i powietrze.
Skądś przywiało i piach. Więc była też ziemia.
Brakowało tylko ognia.
Nie mów hop, do puki nie przeskoczysz.
Zobaczył, że przez uchylone okno, z posesji Ferro wydostają się kłęby dymu.
Podbiegł szybko do okna.
Cała kuchnia płonęła.
Wiedział, że Ludmiła jest w domu.
Zdarzyło się szczęście w nieszczęściu, gdyż drzwi wejściowe były otwarte.
Intuicja kazała mu biec na górę.
Przeskakiwał po kilka schodków.
Na końcu korytarza dostrzegł otwarte drzwi.
Nie myślał. Działał.
Wpadł do pokoju.
Na podłodze leżała Ludmiła. Obok niej kot.
Padł na kolana i próbował ją cucić. Na nic jednak poszły wszelkie starania.
Wyczuwał, że płomienie powoli zbliżają się do nich.
Wziął dziewczynę (i kota) na ręce i zbiegł na dół. Wybiegł na podwórko.
Kot pobiegł gdzieś w krzaki.
Fede ułożył Ludmiłę na mokrym trawniku.
Nie wiedział co robić.
Jego telefon był rozładowany, jej pewnie został w domu, a nie bądźmy śmieszni, dobrze wiedział, że nikt go nie usłyszy.
Totalna porażka.
Patrzyła na nią pusto. Zdała mu się taka bezbronna i piękna.
Nagle zobaczył, że jej powieki delikatnie zaczęły się poruszać.
Uklęknął obok dziewczyny.
Chwycił jej dłoń.
Delikatnie nachylił się.
Przytknął swoje usta do jej. Odwzajemniła pocałunek. Oplotła jego szyję swoimi ramionami, on oparł dłonie na talii Ludmiły. Językiem delikatnie rozchylił wargi dziewczyny. Pozwoliła mu na to. Mało. Odpowiedziała tym samym.
Trwali złączeni przez długi czas.
Całowali się gorąco i namiętnie.
Kiedy oderwali się od siebie ona spojrzała na niego oczami pełnymi miłości.
Położył się obok blondynki i patrzył na nią. Zaczął bawić się jej niesfornymi kosmykami.
Deszcz powoli przestał podać, słońce wychodziło zza chmur.
Byli cali przemoczeni i nie mieli do czego wracać.
On może i miał ale nie chciał rozstawać się z dziewczyną.
Nie mówili nic. Nie potrzebowali słów.
W końcu go zdobyłam.
Szli wolno, chodnikiem, do domu Naty.
Lud zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej przyjaciółka. Zaprosiła ich do środka, dała ubrania, ciepłe jedzenie.
Żadne z nich nie chciało rozmawiać, a Natalia jakby to wiedziała, wcale nie pytała.
Ludmiła nie miała teraz już nic.
Spłonęło wszystko.
Ale była szczęśliwa.
Ogień rozpalił miłość w naszych sercach.
I pomyśleć, że gdyby nie pozostawiła ziemniaków na włączonym gazie ciągle byłaby nikła w oczach Federico.
Została jej jeszcze miłość.
Teraz już wiem, że warto kochać.
Kocham kochać.
~
OS dla Pani Wisienki
Ughhh... Myślałam nad tym OS'em i myślałam i w końcu nic nie wymyśliłam. Poszłam na żywioł. Zupełnie...
Mam nadzieje, że podoba się to coś.
Liczę na komentarze ;) :* <3
niedziela, 22 czerwca 2014
Miłość Przezwycięży Wszystko
~♥~
"Jedynie ten, z powodu którego wylano łzy, może je obetrzeć"
~♥~
Życie nieraz bywa niesprawiedliwe. Nieraz? Zawsze. Jedni mają tylko wzloty, a inni same upadki.
W miłości jest podobnie, jak w życiu. Przy jednej osobie czujesz się, jakbyś mógł latać, przy innej natomiast chcesz przenosić góry, tylko one okazują się za ciężkie.
Natalia nie była zwykłą dziewczyną. Miała dwie twarze.
Jedna- milutka i posłuszna dziewczynka, z zamożnej rodziny.
Druga- zbuntowana nastolatka, z zamożnej rodziny.
Niezależnie od tego co robiła, zawsze musiała być postrzegana jako 'ta bogata'. Miała tego dosyć. Może dlatego tak często zamykała się w swoim wyimaginowanym świecie.
Wszyscy uważali, że jeśli ma kasę, jest szczęśliwa. Tak nie było. On potrzebowała bliskości drugiego człowieka. Miłości.
Poranek. Dziewczynę obudził brzdęk budzika. Przewróciła, dopiero co otwartymi oczami i zwlekła się z łóżka. W piętnaście minut była gotowa do wyjścia. Była bardzo piękną Hiszpanką. Miała nieskazitelną cerę i naturalne piękno. Nie nakładała sobie na twarz tone tapeto, jak to robiły inne dziewczyny z jej rocznika.
Szła wolno chodnikiem, w stronę swojej szkoły.
-Hej Natala! Poczekaj!- ktoś wołał ją.
Odwróciła się. To był Diego. Ten chłopak podobał jej się od dawna. Ale zawsze brakowało jej odwagi, by zagadać.
- Cześć śliczna - uśmiechnął się zalotnie.
Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. Była zbyt nieśmiała. Wa TEJ postaci była zbyt nieśmiała.
On jednak nie dawał za wygraną. Zagadywał ją i flirtował, aż w końcu dziewczyna otworzyła się przed nim.
Potrafili długo rozmawiać, spacerować, tańczyć i śpiewać.
Ona czuła, że ten chłopak jest stworzony dla niej.
Ale jak długo można trwać w złudnych snach? Jak długo można zwodzić samego siebie?
Pewnego dnia Nata przechadzała się samotnie po parku.
Wtedy go zobaczyła. Siedział na ławce i czule całował jakąś dziewczynę.
Pod powiekami zebrały jej się łzy.
W głowie miała zamęt.
Te wszystkie prezenty...
Te gorące pocałunki...
Te słodkie komplementy...
Wszystkie chwile spędzone razem...
To wszystko okazało się jednym wielkim kłamstwem?!
W tej chwili dziewczyna straciła panowanie nad sobą.
Wyciągnęła z torebki butelkę wody. Podeszła do chłopaka i wylała jej zawartość na jego głowę.
- Ty podła świnio!- wykrzyczała przez łzy.
Straciła wszystko, na czym jej zależało. Straciła jego. Zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz. Dobijał się do niej Maxi, najlepszy przyjaciel dziewczyny.
Mimo, że wiedziała, że ten jest w niej zakochany od podstawówki, nie chciała z nim być.
Dlaczego? Sama nie wiedziała?
Kiedyś spróbowali być razem. Źle się to wtedy skończyło.
Odrzuciła.
Teraz pragnęła już tylko samotności. Chętnie też włożyłaby na siebie czarną, seksowną sukienkę i poszłaby 'się sprzedać' jak to robiła zawsze, kiedy miała problem.
Nie tym razem.
A w sumie... czemu nie?
Poszła do garderoby. Wybrała koronkową bieliznę, i opiłą sukienkę z naprawdę dużym dekoltem. Wyprostowała włosy i zrobiła bardzo mocny makijaż.
Wychodząc z willi natknęła się na Maxiego.
-Naty? - zdziwił się chłopak.
- Nie, duszek leśny - była wyraźnie poirytowana.
- Co ty masz na sobie?
-Nie twój zasrany interes.
Szła przed siebie nie zważając na goniącego za nią chłopaka. Wołał, prosił i krzyczał. Jednak ona była głucha na wszelkie wezwania.
W końcu zrozumiał, co ona chce zrobić. Odpuścił.
Stała na poboczu autostrady w BA. Trzęsła się z zimna. Noce w tym mieście potrafią być naprawdę chłodne.
Obok niej zatrzymał się jakiś samochód. W mroku nie widziała kierowcy. Śmiało otworzyła drzwi i wsiadła do środka.
Trasa była długa i nudna. Natalia poczuła się senna. Jej głowa opadła na siedzenie. Dziewczyna usnęła.
Śniła o rzeczach pięknych i niestworzonych. Widziała siebie i przyjaciół, których niestety już dawno straciła...
Obudziło ją gwałtowne szarpnięcie. Przetarła oczy. Widziała jak mężczyzna wychodzi z pojazdu i idzie w stronę dużego budynku. Podążyła za nim. Szła szybko. Starała się być spokojna. Nie bardzo jednak mogła.
Weszła do jakiegoś domu, potem do pokoju.
Mimo ciemności rozpoznała to miejsce.
Pokój Maxiego.
- Co ty do cholery robisz? - krzyknęła szeptem, tak by nie zbudzić innych domowników.
- Jeśli tak bardzo chcesz się komuś oddać, to proszę bardzo. Jestem do dyspozycji - zdawało jej się, że chłopak jest wściekły.
- Chyba żartujesz!
-Oczywiście! Natalia - chwycił ją za ramiona - co się z tobą dzieje?!
Odwróciła twarz. Na łóżku dostrzegła swoje ubrania.
-Co to tu robi?
-Po drodze zabrałem od ciebie. Idź się przebierz.
Wykonała rozkaz.
Po chwili wróciła. Stała oparta o drzwi pomieszczenia.
Była zmieszana. Nigdy dotąd się tak nie czuła. Miała żal do samej siebie. Myślała też, że nienawidzi Maxiego. Ale poza nienawiścią i urazą, w głębi serca była mu wdzięczna.
- Nat... - zaczął patrząc na nią.
W tej chwili już wiedziała.
Podbiegła do chłopaka i wpadła w jego ramiona.
-Dziękuję - wyszeptała mu do ucha.
Nie umiał się powstrzymać.
Złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Na początku chciała się wyrwać, ale coś w jej sercu nie pozwalało na to.
Oddała mu to na co zasługiwał.
~
Pampampam! No i proszę . Mam OS'a dla mojej kochanej Panny Martin <3
Nie jestem z niego na tyle zadowolona... ale może Tobie przypadnie do gustu.
Tak, wiem. Łudzę się.
Czekam na komentarze <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)