~♦~
"Łzę w perłę zamienić drogą (...)"
~♦~
I po co jej było to wszystko?
Czy tego właśnie chciała?
Straciła wszystko.
Rodzinę, przyjaciół... ukochanego.
- Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut! - usłyszała ryk swojego managera.
Usiadła do toaletki. Wierzchem dłoni otarła mokry od łez policzek.
Znowu musiała nakładać na siebie maskę. Musiała wyjść na estradę i tańczyć i śpiewać i grać... i udawać szczęśliwą.
Na początku to właśnie dawało jej siłę. Adrenalina... Światła i tłum skandujący jej imię.
''Lu-dmi-ła! Lu-dmi-ła!" - słyszała już spod sceny.
Głęboki oddech. Musi się udać. Zawsze się udaje...
Trzy wersy, pięć i osiem... Daje z siebie wszystko by potem tylko usnąć... i obudzić się rano w nowym mieście.
Rutyna codziennego życia dobijała ją jeszcze bardziej.
W każdą noc płacze.
Nie jeden raz chciała zrezygnować. Nie jeden nie dwa... osiemnaście? dwadzieścia cztery? sto piętnaście?
Nie może... Diego jest zbyt chytry na pieniądze. Za bardzo pragnie władzy.
Manager- jak inaczej można go określić- nie dopuszcza do tego by odeszła.
Raz nawet ją czymś naćpał. Swoimi cholernymi prochami. Jest niebezpieczny. Boi się go.
I kiedy pragnie odejść wyciąga tylko mały tępy nożyk i robi nim małą dziurkę w ścianie campera. Tylko, że już sama tych dziurek nie liczy. Nie liczy ich tak samo jak dni, godzin czy minut. Przestało to już dla niej mieć znaczenie. Wie dobrze, że jedne, jedyne marzenie jakie ma nigdy się nie spełni. Bo pragnie tylko jednego... Chociaż przez chwilę zobaczyć tego, kogo kocha. Federico.
Była już w tak wielu miejscach świata. Ale nie zwiedziła krzywej wieży w Pizie. Nie weszła na Statuę Wolności w Nowym Jorku. Nie słyszała bicia Big Bena w Londynie.
Tego wieczoru coś się w niej zmieniło.
Zeszła ze sceny, uprzednio zbierając podarunki rzucone na nią przez fanów. Natrafiła przy tym na małą karteczkę z serduszkiem. Co prawda Diego zabierał wszystko, ale ten jeden przedmiot udało jej się przemycić.
Leżała na łóżku w swoim pokoju w tak zwanym "przenośnym domu". Po raz kolejny czytała treść liściku.
"Ludmiło!
Mijają trzy lata od twojego porwania. Dokładnie trzy. Wiem, że być może już o mnie zapomniałaś. Ale ja ciągle żyję myślą, że jeszcze kiedyś poczuję Cię w swoich ramionach. Kocham Cię bezgranicznie i zawsze tak będzie... Mam plan. Jutro na Twoim koncercie dostaniesz kolejną karteczkę i tam wszystko Ci objaśnię.
-Twój na zawsze- Federico"
Rozpoznała jego pismo. Wiedziała, że to on. Była świadoma tego, jak wiele ryzykuje. Ale musiała spróbować.
Zrodziła się w niej nowa nadzieja, która miała być światłem na dalszej drodze. Jeśli się uda... ale dobrze wiedziała, że udać się nie może.
~
Dawała koncert w Wiedniu. Tego dnia była wyjątkowo niespokojna. Wykonywanie utworu nie dawały jej już nawet ukojenia. Na koniec gorączkowo rozglądała się za małą kartką z serduszkiem. W końcu ją dostrzegła.
- Ludmiła chodź no! - krzyknął Diego.
W ostatniej chwili chwyciła wiadomość i uciekła zanim zdążył do niej podejść. Rzuciła wszystko na podłogę zaraz przy wejściu do pokoju. Oparła się odrzwi i szybko rozwinęła zawiniątko.
"Twój jutrzejszy koncert w Los Angeles... pół godziny przed nim, za literą "Y" (w napisie Hollywood) znajdziesz coś co Ci się przyda w ucieczce."
W jednej chwili przed oczami miała tysiące czarnych scenariuszy. A co stanie się jeśli manager ją zauważy? Tego bała się najbardziej. Facet jest nieobliczalny. Zrobi wszystko. Wszystko. Tylko nie co dobre...
Mimo wszystko ta cała sytuacja dawała jej szansę.
* Trzymała w rękach kawałek, odłamek kolorowego szkiełka. Przyglądała mu się z każdej możliwej strony. Do koła panowała ciemność zupełna. Tylko od przedmiotu, pozornie tak zwyczajnego, biło światło. Powoli obróciła je w palcach. Poczuła ciepło. Na jej twarz wkradł się uśmiech. Zamknęła oczy na chwilę, a kiedy ja otworzyła stała w swoim salonie... w domu. Ogień płonął w kominku. Wszystko było jak sprzed trzech laty. Przez duże okna wpadały promienie słońca. Podeszła do zdjęcia leżącego na stoliku. Była na nim ona, Federico... i Diego.
Kiedyś byli przyjaciółmi, ale on się stoczył.
Ale coś było nie tak. Na zdjęciu ona miała takie... dziwne włosy.
Chwyciła fotografię tym samym wypuszczając z rąk świecidełko. W jednej chwili wszystko zajął mrok. *
Obudziła się zdenerwowana. Chciała krzyknąć, ale nie mogła.
Była zamknięta z ciasnym pudle. Brakowało jej tlenu i światła. Nikt nie mógł jej pomóc. Z pudła bowiem nie było wyjścia.
~
Rozejrzała się uważnie. Nie było go. Poszedł i wróci przed koncertem. Podeszła do drzwi i szarpnęła nimi w całej siły. To na nic. Zamknięte. Wróciła do pokoju. Szukała punktu wyjścia. Jej wzrok zatrzymał się na otwartym oknie. Szanse były nikłe, gdyż otwór nie należał do dużych, ale czuła, że musi spróbować.
Udało jej się. Przez ten jeden moment, przez ułamek sekundy poczuła się wolna.
Wiatr dmuchał jej w twarz i rozwiewał włosy. Słońce grzało. Było ciepło, a jej zachciało się żyć.
Z daleka widziała biały napis na zboczu. Szła przed siebie tak szybko jak tylko potrafiła. Nie chciała zwracać na siebie uwagi więc nie biegła. Mijała ludzi, którzy wskazywali na nią palcami, robili zdjęcia.
Była gwiazdą, ale być nią wcale nie chciała.
W końcu dotarła na miejsce. Była wykończona. Ale wiedziała, że do celu prowadzi długa i kręta droga. Wiele przeciwności i przeszkód. Kłód pod nagami. Padła na ziemię. Oddychała szybko, ale czuła że tak mogłaby żyć już zawsze. Kiedy odzyskała siły podniosła się zaczęła szukać tego czegoś, co miała znaleźć.
W końcu dostrzegła materiałowy woreczek. Wyglądał na nowy. Wzięła go i puściła się z góry. Po krótkim czasie gramoliła się przez okno.
-Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut!- usłyszała głos Diego.
Zdążyła na czas. Delikatnie pociągnęła za sznureczek, co sprawiło, że woreczek otworzył się. Pierwsze co zobaczyła, to mała karteczka. Rutynowo.
"Kochanie, w tej paczuszce dostałaś perukę. Ukryj ją dobrze. Wszystko wyjaśnię Ci kiedy indziej.
Czas na kolejny krok. Jutro - w Rzymie, za trumną Jana Pawła II znajdziesz identyczną paczuszkę lecz z inną zawartością.
W takim razie... do jutra Najdroższa."
Ukryła wszystko pod łóżkiem. On nie mógł się dowiedzieć. Wyszła na scenę i śpiewała. Śpiewała, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Była w Rzymie. W Watykanie.
* Siedziała na podłodze w swoim salonie. W kominku ciągle palił się ogień. Biło od niego ciepło. Wstała i ruszyła w stronę kuchni. Przejechała ręką po błyszczącym blacie. Poczuła zapach gotującego się obiadu. Chciała ruszyć garnek na gazie, ale nadepnęła na coś ostrego. Spojrzała w dół. Kilka ostrych gwoździków leżało na kafelkach. Cofnęła się przestraszona. Nie bolało. Oparła się o parapet. Nagle ciemne chmury przysłoniły słońce. Ciemność ponownie otuliła ją niczym ciepły koc.*
Po raz kolejny się obudziła. Spojrzała w okno. Za szybą szybko przelatywał krajobraz. Kolorowe światełka znikały powoli. Po chwili wjechali w las. Czuła się osaczona. Od dziecka nie cierpiała tego rodzaju miejsc. Zamknęła oczy i mimo iż już nie mogła usnąć śniła. Śniła o oczach Federico.
~
Zatrzymali się całkiem blisko Watykanu. Była niedziela. Wstęp darmowy... lepiej być nie mogło. Usłyszała trzask zamykanych drzwi. Zakradła się do okna. Diego właśnie znikał na rogiem pobliskiego budynku. Wiedziała, że wróci dopiero przed występem. Odczekała chwilę i znów wymknęła się przez świetlik.
Stała na ulicy z kostki brukowej. Przed oczami stanął jej obraz ze snu. Zamrugała nerwowo kilka razy po czym ruszyła w stronę 'odrębnego państwa'.
Właśnie otwierali. Nie spodziewała się takiej kolejki. Stanęła na jej końcu równo o godzinie piątej rano, do środka weszła natomiast o wpół do ósmej. Potem jeszcze przez pół godziny stała w kolejce do Bazyliki Świętego Piotra. Aby wejść do środka musiała przejść odprawę niczym na lotnisku. Od zdjęcia butów, do oddania wszystkich metalowych przedmiotów, które miała akurat w posiadaniu. Szła zapatrzona we wszystko. Przypomniała jej się wycieczka z Federico do Paryża, do Luwru. Zatrzymała się przy Piecie Michała Anioła. Zrobiło jej się słabo. Oczami wyobraźni zobaczyła, sama nie wiedziała czemu, wściekłego Diego, który wpada do jej pokoju i wywraca wszystko do góry nogami. Puściła się pędem przez tłumy w stronę trumny jednego z najsłynniejszych papieży. Zobaczyła paczuszkę. Chwyciła ją i starała się wyjść niepostrzeżenie. O mały włos wpadła w ręce ochrony.
Pobiegła przed siebie. Miała to nieszczęście, że z daleka dostrzegła swojego managera. Przyspieszyła. Musiała być na miejscu przed nim. Udało jej się. Wślizgnęła się z powrotem do campera. Wrzuciła woreczek pod posłanie, nie patrząc nawet co w nim jest i wskoczyła pod kołdrę. W tym momencie do jej pokoju wpadł Harnandez.
- Coś się stało? - zapytała zamykając oczy, gdyż bała się uderzenia.
Nie odpowiedział. Wyszedł trzaskając drzwiami.
Widział ją. Teraz była już tego pewna.
Wyciągnęła woreczek spod łóżka. Otworzyła go. W środku były... gwoździe. Gwoździe i karteczka.
"Ludmiło, kochanie moje! Tym razem przesyłam Ci gwoździe. Nie pytaj. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Jutro w Barcelonie, pod jednym z filarów Łuku Triumfalnego... nie bój się. Będzie dobrze.
Do jutra Perełko!"
Paczuszkę dołączyła do poprzedniej, a liścik przycisnęła do piersi. Czuła, że jeśli nie odpocznie, nie będzie w stanie ustać na nogach.
Pomyślała o przyszłości, która malowała się dla niej coraz to bardziej kolorowo. Odprężyła się. Zapomniała o rzeczywistości.
- Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut! - Diego jak zwykle wyrwał ją z błogiego spokoju.
Miała siłę. Wypadła na scenę i szczerze uśmiechnęła się do fanów.
Śpiewała z czymś, z czym nie śpiewała od dawna. Radością.
Była zmęczona po tym występie. Niesamowicie zmęczona.
* Stała nad przepaścią. Nie wiedziała skąd się tam wzięła ani jak długo już tak trwa. Mimo wielkiego strachu, czuła się dobrze. Wiedziała, że nic się jej nie stanie. Obróciła głowę. Gdzieś daleko szumiały drzewa i śpiewały ptaki. Poczuła zapach kwiatów. Przymknęła oczy. Wciągnęła nosem powietrze. Wstrzymała oddech. Zrobiła krok w przód i poczuła jak następuje na skraj gruntu. Wychyliła się do przodu. Leciała w dół. Nie bała się. Była to jej ucieczka. Nagle ktoś złapał ją z koszulkę. Przyciągnął z powrotem na ziemię. Oparła się na łokciach. Zobaczyła jego. Nie był wybawicielem. Był oprawcą. Szarpnął nią, przywołując do pionu. Wbił jej nuż pomiędzy żebra. Upadła. Diego ją zabił. Ale ciągle żyła. Maleńkie ciemne plamki przed oczami zmieniły się w jeden wielki kleks, który sprawił, że widziała samą ciemność.*
Znowu się obudziła. Zawsze to samo. Zawsze o tej samej godzinie.
- Jak długo jeszcze? - szepnęła do siebie ocierając policzek mokry od łez.
Leżała tak, zastygła w bezruchu do momentu zatrzymania się pojazdu.
~
Podbiegła do szyby. Diego już szedł ulicą w nieznanym jej kierunku. Szybko chwyciła pierwsze co miała w szafie. Ubrała się i wymknęła. Stała na jakiejś uliczce. Ze wszech stron otaczały ją stare kamienice. I jak miała trafić do wyznaczonego miejsca? Postanowiła obrać jeden kierunek. Iść przed siebie. Minęło dobre kilka kwadransów zanim uświadomiła sobie, że znajduje się w kraju hiszpańskojęzycznym.
Zapytała przechodniów o drogę. Nie była ona jakoś bardzo skomplikowana, ale kto był w Barcelonie, ten wie jak łatwo jest się tam zgubić.
Dotarła pod ów Łuk. Odnalezienie pakunku też nie wymagała wiele wysiłku.
Pozostał tylko jeden problem. Powrócić. Powrócić skąd przybyła.
Stanęła jak słup. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Iść czy nie. Wiedziała,że nie pozostało jej dużo czasu. Jeśli manager wejdzie do jej pokoju, a dziewczyny w nim nie będzie... amen. Ostatnia szansa przepadnie.
- W czymś pomóc? - usłyszała głos za sobą.
Odwróciła się wolno w obawie, że ujrzy za sobą Hiszpana. Było to przecież jego rodzinne miasto i znał każdy jego zakamarek jak własną kieszeń.
Ale to nie był on. Stał za nią mężczyzna, którego dobrze znała, ale akurat go nie poznała. Mężczyzna, którego darzyła niezwykłym uczuciem. Był to Federico.
- Wie pan... - zaczęła niepewnie. - Szukam drogi do...
On tylko uśmiechnął się. Przecież dobrze wiedział. Objaśnił drogę po czym wcisnął blondynce do ręki mały papierek. Przeczytała jego treść. "Kocham Cię Aniołku. Nie wierzę, że udało mi się Ciebie zobaczyć." Uniosła wzrok z nad kawałka świstka. Ale jego już nie było.
Zegary wybiły wpół do dwunastej. Oprzytomniała. Bieganie ostatnimi czasy stało się dla niej normą. Tyle ile sił miała w noga, tak szybko biegła.
Znów była na czas.
Kiedy on już wyszedł z jej pokoju, zajrzała do woreczka. Tym razem w jego wnętrzu spoczywał nóż.
"Kwiatuszku. Nie poznałaś mnie prawda? To nic. Dzisiaj dostałaś ode mnie nuż. Bądź cierpliwa. Jutro w Rio De Janeiro pod posągiem Jezusa... Tym razem mnie tam nie będzie, więc nie oczekuj. Bardzo za Tobą tęsknię."
Tego wieczoru na scenie błyszczała jak prawdziwa gwiazda.
Zdarzenia ostatnich dni dawały jej siłę. Napawały niezwykłą mocą.
*Podniosła się z ziemi. Diego nigdzie nie było. Po ranie nie było śladu, a nóż leżał pod jej stopami. Rozejrzała się w koło. Posta przestrzeń. Zero życia. Ale nie przeszkadzało jej to. Szło przed siebie.
Wysoka trawa łaskotała ją w nogi. Wiatr rozdmuchiwał włosy. Promienie słoneczne muskały skórę.
Wolność była coraz bliżej i ona dobrze o tym wiedziała. Nie mogła się nie uśmiechać. Była szczęśliwa. Zdawało jej się, że w tej chwili nic nie może zburzyć tego wyimaginowanego, ale jakże pięknego świata. Jej świata.
Nagle usłyszała huk. Spojrzała na niebo. Przysłoniły je tumany kurzu. Pył zbliżał się do niej. Zaczęła się dusić, była zmuszona zamknąć oczy. Znowu ciemność...*
Przetarła zaspane oczy. Było jeszcze ciemno. Czuła, że nie jadą. Podeszła do okna. Byli na promie... Poczuła zapach słonej wody. Spojrzała w górę. Dostrzega spadająca gwiazdę. Szybko zacisnęła kciuki i pomyślała życzenie. Wydostać się z tego bagna.
~
Byli już na lądzie. Znów obserwowała jak manager się oddala. Z miejsca, w którym stali widziała przechodniów. Wszyscy byli ubrani na jasno. Ich lekkie stroje wskazywały na to, że jest na prawdę upalnie.
Podeszła do szafy i westchnęła głęboko. Wcale nie dla tego, że nie miała się w co ubrać. Tylko dla tego, że uświadomiła sobie, jak wiele przed nią umknęło.
I tym razem początek był łatwy. Za łatwy. Stała na ulicy i z przerażeniem patrzyła w stronę ogromnego posągu Jezusa wzniesionego na ogromnym klifie.
Czeka ją prawdziwa walka z żywiołem.
Miała do wyboru dwie opcje. Albo przedzierać się przez las, a następnie wspinać się po granitowej górze, albo złapać stopa i w taki sposób dostać się do celu.
Federico nie postawił jej w prostej sytuacji.
Ostatecznie wybrała drugą z przedstawionych sobie propozycji.
Dotarcie na wyznaczone miejsce okazało się dużo prostsze niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Tym razem trud sprawiło jej odszukanie paczuszki. Dziesięć razy obeszła figurę do koła. Ale nic nie znalazła.
Westchnęła ciężko zrezygnowana. Pomyślała, że już pewnie ktoś dostrzegł woreczek i wziął go sobie.
Uniosła głowę by spojrzeć na niebo. Poprosiła o znak. I nagle coś rzuciło jej się w oczy. Pomiędzy stopami Jezusa leżało coś małego.
Załamała ręce. Jak miała się tam dostać? Co miała zrobić? Federico chyba lekko poniosła wyobraźnia.
Jednak nie chciała dać za wygraną. Zbyt wiele przeszła by teraz tak zwyczajnie się oddać. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Potrzeba jej było czegoś długiego...jak lina, ale mniej giętkiego.
Usiadła na pobliskiej ławeczce i zaczęła intensywnie myśleć.
Chwilę potem spostrzegła się, że sukienka, którą ma na sobie jest usztywniana w kilku miejscach. Wyciągnęła tępy nożyk, z którym nigdy się nie rozstawała i zrobiła nim kilka małych dziurek na szyciach.
Wyciągnęła kilka drucików z materiału. Połączyła je ze sobą i zaczęła ''łowić'' wypatrzony obiekt.
Po jakiejś godzinie udało jej się dostać pakunek w swoje ręce. Spędziła tam tak wiele czasu, że teraz bała się wrócić. I tu nasunęło się kolejne pytanie...jak wrócić?
Kolejką nie zjedzie, bo nie ma pieniędzy. Pozostało jej znów łapać stopa.
Wkrótce znów znajdowała się w camperze. Nie słyszała Diego, nie widziała. Najwidoczniej miała jeszcze czas.
-Ludmiła na scenę! Masz piętnaście minut! - usłyszała po kilku chwilach.
Nie sądziła, że nie było jej aż tyle czasu.
Nie mogła skupić się na występie. Po głowie błądziły setki pytań.
Co jest w woreczku?
Czy Diego wie, że jej nie było?
Jeśli wie, to co zrobi?
Czy może już pożegnać się z wolnością?
Zamknęła się w swoim pokoju. Bała się bardzo. Ale wiedziała, że bez ryzyka nie może odnieść sukcesu.
Powoli otworzyła pakunek. Przeraziła się. W środku był pistolet i kilka złotych monet. Drżącą ręką chwyciła małą karteczkę i zaczęła czytać. "Kochanie, zbliżamy się do końca. Nie będę teraz tłumaczył. Ostatnia rzecz znajduje się na szczycie Wieży Eiffla. Jutro nie będę Ci utrudniał. Wjedź na nią płacąc tymi monetami. Kocham Cię!"
Szybko schowała wszystko pod łóżko, zgasiła światło i położyła się spać.
*Ciemność. Nic poza tym. Jedna, wielka czarna plama. Ktoś machnął ręką robiąc na niej żółtą plamkę. Potem niebieską. Czerwoną, różową, pomarańczową...Wkrótce otaczały ją miliny barw.
Ale kolory z wolna znikały... i po raz kolejny to samo - mrok.*
Usiadła na posłaniu. Coś było nie tak... nie tak. Czuła, że jest coraz bliżej, a jednocześnie równie daleko ca przedtem.
Nie mogła usnąć. Szarpały ją nerwy. Nie zamykała oczu w obawie, że znów zawładnie nią strach.
~
Nie spała pół nocy. Myślała. O wszystkim i o niczym.
Teraz udawała, że drzemie. Na prawdę nasłuchiwała... On już poszedł.
Wykonała poranną rutynę. Tym razem nie spieszyło jej się zanadto. Wzięła pieniądze i wyszła przez okno. Sprawiało jej to coraz mniej trudności. Przez myśl przebiegło jej nawet, że byłaby dobrą lekkoatletyczką.
Wolnym krokiem szła w kierunku najwyższego punktu w mieście.
Przyglądała się ludziom. Byli szczęśliwi.
Mijała piękne, zabytkowe budynki, bujną roślinność i bogate łódki i jachciki przycumowane nieopodal.
To miasto było wspaniałe. Miało taki magiczny urok.
Na głównym placu pod Wieżą Eiffla stał mim. Przypatrywała mu się z niezwykłym zaciekawieniem, kiedy stała w kolejce.
Zapłaciła i wjechała na górę.
Początkowo zaparło jej dech w piersiach. Widok był nie do opisania. Zabrakłoby przymiotników...
Stała przez kilka momentów zachwycając się wspaniałością tego miejsca.
Potem odwróciła się by zacząć poszukiwania i pierwsze co zobaczyła to właśnie wypatrywany przedmiot.
Podeszła doń i otworzyła. Była niespokojna.
Co tym razem? Zaczęło się od peruki, potem gwoździe, nóż i pistolet...
Zajrzała do środka. Zamurowało ją. W środku znajdował się ogromny bukiet kolorowych kwiatów. Wyciągnęła go i ukryła w nim twarz. Zaczęła się śmiać. Tak...sama do siebie.
Jeszcze raz zajrzała do środka paczuszki i wyjęła z niej karteczkę.
'' Chyba czas na wyjaśnienie...
Jutro zatrzymacie się w Buenos Aires. Zaraz po koncercie podłóż pod koła gwoździe. Idź do siebie i chwyć uprzednio przygotowane rzeczy. On pewnie będzie męczył się z ruszeniem z miejsca. Załóż perukę i go zastrzel. Nie miej skrupułów. Pomyśl ile krzywd on Ci wyrządził. Nożem otwórz zamek. Biegnij przed siebie. Zgarnę Cię czerwonym BMW.
Wszystko będzie dobrze. Wierzę w Ciebie."
Miała zabić człowieka? Ciągle w to nie wierzyła. Bo żeby kogoś zabić trzeba być na to przygotowanym psychicznie. Mieć cel.
Wróciła dziś wyjątkowo wcześnie. Biła się z myślami.
Doszła do wniosku, że jeśli tego nie zrobi nigdy nie dostanie upragnionej wolności.
Czas zleciał jej niepostrzeżenie na tych rozmyśleniach i zanim się obejrzała już stała na estradzie.
Tej nocy nie śniło jej się nic. Spała spokojnie. Nie obudziła się wcześnie.
~
Ze snu wyrwał ją jego krzyk.
- ... piętnaście minut!
Przetarła zaspane oczy. Szybko się ubrała, uczesała. Nie dbała o to jak wygląda. Przygotowała narzędzia, którymi miała się posłużyć. Gwoździe wsypała do torebki i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Tym razem użyli pleybacku. Nie była w stanie śpiewać.
Owszem, tańczyła, owszem uśmiechała się...owszem, znowu nałożyła maskę.
Mimo, iż najprawdopodobniej był to jej ostatni koncert nie przejęła się tym za bardzo.
Nie czekała aż Diego po nią przyjdzie, nie zbierała prezentów od fanów. Zbiegła ze sceny i chwilę potem już podkładała gwoździki pod oponami. Potem tyko czekała, oparta o drzwi pojazdu.
Wpuścił ją do środka. Wzięła wszystko. Poszła do toalety. Tam sprytnie nałożyła sobie prukę. Pomyślałam chwilę. Zrobiła sobie mocny makijaż. Jeśli ktoś będzie widział całe zdarzenie... potem bynajmniej jej nie pozna. Wyszła. Hiszpan siedział w swoim przedziale i próbował ruszyć. Wyklinał.
Cicho zakradła się do niego. Przyłożyła spluwę do jego głowy.
- Ludmiła? -zapytał niepewnie.
- Nie, Święty Mikołaj - zaśmiała się ironicznie. - Teraz mi zapłacisz. Zapłacisz za wszystko - syknęła.
Przepełniała ją złość. Złość i nienawiść. Chęć zemsty.
- Nie rób tego - powiedział głosem pozbawionym uczuć.
- A to niby czemu? Nie zasługujesz na życie. Jesteś potworem! - krzyknęła i nacisnęła spust.
Rozległ się głuchy huk. Całkiem jak w jednym z jej snów.
Wszędzie była krew. Spojrzała po sobie. Jej śliczne ubrania też nie pozostały bez skazy.
Nie mogła na to patrzeć. Czym prędzej zabrała się za rozbrajanie zamka.
Ulżyło jej, gdy usłyszała kliknięcie. Położyła rękę na klamce. Nacisnęła na nią i wybiegła.
Stawiała lekkie, ale szybkie kroki. Było ciemno. Ludzie przechodzący obok patrzyli na nią jak na wariatkę.
W sumie, trudno im się dziwić.
Wysoka dziewczyna o długich, fioletowych włosach przyodziana w zakrwawioną sukienkę.
Przygryzła dolną wargę. Bała się.
Po chwili zrozumiała.
Coś co było wspólnym elementem jej wszystkich snów teraz spełniło jej marzenia. Ciemność, czerń i mrok.
Nagle jakieś światło zaczęło ją razić. Przymrużyła oczy. Czerwone BMW X6.
Wsiadła do niego i zapięła pasy.
- Zdrzemnij się - usłyszała aksamitny głos - obudzę cię gdy będziemy na miejscu.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jej powieki zaczęły robić się coraz cięższe, aż w końcu usnęła.
~
Promienie słońca delikatnie musnęły jej twarz. Otworzyła oczy. Ziewnęła przeciągle. Leżała na łóżku w obszernym pomieszczeniu. Wstała zaskoczona. Znała to miejsce. To przecież była jej sypialnia!
Wolno skierowała się w stronę kuchni. Federico stał przy oknie i pił kawę.
Oparła się o blat i przyglądała mu się.
- Nie śpisz już? - zapytał podchodząc do niej.
- A wyglądam jakbym spała? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Objął dziewczynę w tali i przyciągnął do siebie. Kąciki ust blondynki uniosły się delikatnie.
-Kocham cię - wyszeptała.
- Ale ja ciebie bardziej - odpowiedział po czym złożył na jej ustach pocałunek pełen namiętności.
- Nie, wcale nie - zaprzeczyła wtulając się w niego.
~
Potem było już tylko lepiej.
~
W końcu udało mi się napisać OS'a dla Mechi.
Ostatecznie cała akcja nie rozgrywa się wyłącznie w BA. Mam nadzieję, że wybaczysz to niedopatrzenie.
Czekam na szczere opinie ♥